Mieszczanin szlachcicem
Na początek Molier, Dorota Mrówka, Gazeta w Katowicach, 26.03.2001
Tradycją festiwalu jest, że zaczynają go i kończą spektakle wyreżyserowane przez mistrzów. Tegoroczne "Interpretacje" rozpoczął "Mieszczanin szlachcicem" w reżyserii Macieja Englerta, w którym zobaczyliśmy m.in. Krzysztofa Kowalewskiego, Martę Lipińską i Bronisława Pawlika. Pierwszy zaprezentowany na festiwalu spektakl wprowadził katowicką publiczność w doskonały nastrój. Nic w tym dziwnego, gdyż historia pewnego kupca, który dorobił się majątku i ma ambicje wejść do wyższych sfer, pomimo upływu czasu nie tylko ciągle jest śmieszna, ale i aktualna. Wystarczy przecież rozejrzeć się wokoło, by dostrzec wokół siebie wielu takich panów Jourdainów. Reżyser zrezygnował jednak z modnej ostatnio próby uwspółcześniania teatralnej klasyki, trzyma się raczej ducha molierowskiej komedii, dbając przy tym o historyczną wiarygodność. Stąd stylowe kostiumy, a wnętrze mieszczańskiego domu oraz sposób poruszania się postaci dostosowane są do wymogów epoki, w której sztuka powstała. Twórcy zawierzyli Molierowi i dzięki temu powstał rzetelnie skrojony spektakl, bez eksperymentów i ekstrawagancji. Tego typu realizacja, choć przeważnie bezpieczna, aby jednak stać się czymś więcej niż tylko kolejnym przeniesieniem tekstu na scenę, wymaga bardzo dobrej obsady. Gwiazdą wieczoru był Krzysztof Kowalewski, który wcielił się w postać Jourdaina. Zrobił to niezwykle zabawnie, ale nie przekroczył cienkiej granicy dobrego smaku i chociaż mógł szarżować i grać wyłącznie "pod publikę", nie błaznował bez potrzeby i nie uciekał się do banalnych gagów. Jourdain to mimo wszystko człowiek, który traktuje życie bardzo poważnie, ma własne sądy i oczekiwania, ma także ambicje i pęd do wiedzy, chociaż nie za bardzo wie, jak to dobrze wykorzystać. Pragnienie szlachectwa przesłania mu zdrowy rozsądek i naraża na ośmieszenie. Chęć imponowania innym, poczucia się kimś lepszym, sprawia, że traci trzeźwość osądu i tak konieczny w życiu dystans do samego siebie. Bezkrytycznie przyjmuje "życzliwe" rady tych, którzy mają go wprowadzić na salony. Ważnym atutem przedstawienia jest także zgranie zespołu aktorskiego. Jedna, nawet najbardziej wybitna rola, nie jest w stanie unieść całego spektaklu, dlatego tak ważna jest umiejętność gry zespołowej. Tutaj każda z postaci ma swój wyraźnie nakreślony charakter, dzięki czemu otrzymujemy barwny obraz, na którego tle postać Jourdaina może tylko zyskać. Spektakl ogląda się z dużą przyjemnością, tym bardziej że jest niezwykle dopracowany w szczegółach - myślę tu m.in. o ruchu scenicznym i bardzo dobrym rozłożeniu planów, np. w scenie kłótni kochanków, kiedy dwie pary tworzą coś na kształt lustrzanego odbicia. Zresztą każdy z aktorów wie, co i jak powinien robić, nawet epizodyczne role potraktowane są z wielką dbałością. Pomysł, by zrealizować Moliera "po bożemu", zgodnie z tekstem i duchem XVII-wiecznej komedii, okazał się trafiony. Jak widać, klasyka broni się sama, a pomagają jej w tym dobre tłumaczenie i sprawność realizatorów. Okazuje się również, że dobra zabawa nie musi mieć kiczowatej formy.