Proces
Zbuntowany Józef K., Temida Stankiewicz - Podhorecka, Nasz Dziennik, 23.04.2008
Zarzuca się Maciejowi Englertowi, że w swojej inscenizacji "Procesu" według Kafki nie zinterpretował wyraźnie wątku dotyczącego aresztowania Józefa K. w kierunku nasuwającym jednoznaczne skojarzenia z byłymi zatrzymaniami przez CBA czy ABW itp. Oczywiście, za premierostwa Jarosława Kaczyńskiego. No bo premierostwo Tuska - w opinii tychże "zarzutowiczów" - jest tak idealne, że w mediach, a już tym bardziej w teatrze nie podlega jakiejkolwiek krytyce. Ponadto zarzuca się spektaklowi, że jest "teatrem rzemiosła", no i że przedstawienie trwa niemiłosiernie długo. Akurat z tym ostatnim zgadzam się w pełni. Niepotrzebnie aż tak rozwleczona narracja. Natomiast określenie "teatr rzemiosła" traktuję wyłącznie jako ogromną zaletę. Przecież bez znajomości fachu nie można robić teatru. Jeśli zaś chodzi o wątek aresztowania głównego bohatera, Józefa K. - można go różnie interpretować, ale na pewno nie ma tu nachalnej aluzji do działań służb specjalnych. Maciej Englert nie zrobił z Kafkowskiego dzieła reportażu w wymiarze 1:1, czyli niemal fotograficznego odbicia rzeczywistości z bardzo konkretnym wyeksponowaniem jednej opcji politycznej. Ale jeżeli ktoś bardzo chce, może się tego dopatrzyć. Jednak spektakl Macieja Englerta poszedł w bardziej uniwersalnym kierunku, choć nie sposób Kafkowskiego przesłania potraktować abstrakcyjnie i oderwać całkowicie od współczesnej cywilizacji kształtującej model naszego życia. "Proces" wystawiany w czasach PRL był nośnikiem treści, które prócz tych zawartych w literze tekstu oraz przekazanych poprzez kształt inscenizacji wnosiła do teatru także sama publiczność, nadając spektaklowi gorącą aktualność totalitarnego systemu. I chyba wtedy najbardziej powieść Kafki tętniła życiem na scenie, bo poprzez swoją metaforę - jednoznacznie odczytywaną przez publiczność - silnie wpisywała się w rzeczywistość pozateatralną. Społeczną i polityczną (na przykład tłamszenie osobowości jednostki ludzkiej poprzez podporządkowanie jej naczelnej ideologii). Dzisiaj, kiedy już od dziewiętnastu lat żyjemy w Polsce w innych warunkach systemowych, wydawałoby się, że metaforyczny świat utworu Kafki jest tylko i wyłącznie projekcją artystyczną. Tymczasem niekoniecznie, bo jeśli spojrzeć perspektywicznie na rzeczywistość, która wiąże się z modelem życia proponowanym przez struktury unijnoeuropejskie, to na przykład w świetle wydarzeń związanych z traktatem lizbońskim można zastanawiać się nad pojęciem współczesnego zniewolenia osoby ludzkiej poprzez narzucenie jej choćby mentalności czy światopoglądu "jedynego, słusznego". A co będzie z tzw. odszczepieńcami nieprzyjmującymi narzuconego dyktatu? Prawdopodobnie przylgnie do nich określenie "ciemnogród", a to może usprawiedliwić podejmowane wobec nich działania dyskryminujące w różnych dziedzinach. Maciej Englert zinterpretował głównego bohatera "Procesu" w opozycji do litery tekstu. W powieści Józef K. jest postacią dość inercyjną, bezwolną, zastraszoną ciągłym udręczaniem i zagubioną w świecie rządzącym się zasadami, które tłamszą ludzką jednostkę. Nie wykazuje on odporności na takie działania. Od chwili, kiedy rankiem w jego trzydzieste urodziny dwaj przybyli doń mężczyźni powiadamiają go, że jest aresztowany, nigdy nie dowie się, o co jest oskarżony. Sytuacja niewinnie oskarżonego człowieka powoduje, że bohater będzie już tylko pogrążał się w swoim zalęknieniu i czuł narastające osaczenie ze wszystkich stron. Mimo tego próbuje dotrzeć do tajemniczego sądu. Gubiąc się w labiryncie urzędów i urzędników, nie ustaje w dążeniu do poznania prawdy. Dojdzie do niej, gdy będzie już za późno, pokazuje to przejmująca u Kafki scena przypowieści o odźwiernym strzegącym bramy prawa. W przedstawieniu Macieja Englerta Józef K. nie jest bezwolną, inercyjną, ogromnie zalęknioną istotą. Borys Szyc gra człowieka zbuntowanego, niegodzącego się na takie traktowanie. I nie tylko nie godzi się, ale wręcz atakuje. Jest dość agresywny w zachowaniu, w sposobie mówienia, w podnoszeniu głosu. Nie chodzi ze spuszczoną głową, a przeciwnie, unosi ją wysoko, jakby chciał być ponad innymi. Nie jest proszącym o pomoc, lecz domagającym się, bo mu się to należy. Wyraźnie pokazuje to scena, gdy wraz z wujkiem (Damian Damięcki) odwiedza adwokata Hulda (Piotr Garlicki). Jego przeciwieństwem jest inny oskarżony, kupiec Block (nieduża, ale dobra rola Janusza Michałowskiego) w świetnej scenie przesłuchania. Józef K. w takim ujęciu nie ma szans na sympatię ze strony publiczności. Tak zbudowana postać wiąże się z konsekwencjami: relacja między Józefem K. a widownią jest dość chłodna, widz ma dystans do takiego bohatera, nigdy nie będzie się z nim identyfikował, a co za tym idzie, nie będzie współodczuwał jego niedoli, nie będzie mu go żal, choć przecież Józef K. jest postacią tragiczną, zniewoloną przez ogromną machinę systemową, postacią ukaraną niewinnie aż po sam wyrok śmierci. Wykonany. Bardzo dobra rola Borysa Szyca, w pełni przekonywająca, oczywiście przy takim założeniu interpretacyjnym tej postaci, którą zaproponował reżyser. Jawi się jednak pytanie: jak się ma taka przebudowa charakterologiczna postaci głównego bohatera do idei powieści? No i w jakim stopniu została tu zachowana wierność autorowi dzieła, jeśli idzie o wymowę utworu, skoro główny nośnik idei, postać, na której opiera się całe przedstawienie, czyli Józef K., jest w przedstawieniu zgoła kimś innym aniżeli u Kafki. Wielką zaletą tego interesująco wyreżyserowanego, aczkolwiek domagającego się niemałych skrótów przedstawienia (co powinno odbyć się już na etapie adaptacji tekstu) jest dobre aktorstwo wszystkich ról. A także stworzenie klimatu (w czym znacznie dopomaga świetna muzyka Zygmunta Koniecznego i zabudowa przestrzeni sceny autorstwa Marcina Stajewskiego) i utrzymanie go do finałowej sceny spektaklu, niestety, niezbyt udanej, a przecież tak ważnej.