Mieszczanin szlachcicem
Mieszczanin szlachciem, Janusz R. Kowalczyk, Rzeczpospolita, 16.12.1999
Krzysztof Kowalewski jako Pan Jourdain to absolutna rewelacja. Aktor przypomina nam, że w teatrze polskim możliwe jest jeszcze prawdziwe święto sztuki. "Mieszczanin szlachcicem" Moliera należy do tych sztuk, w których sposób ustawienia przez reżysera głównej roli, pomnożony przez osobowość wykonawcy, świadczy o sukcesie bądź klęsce przedsięwzięcia. Reżyser Maciej Englert ma na szczęście w zespole swego teatru Krzysztofa Kowalewskiego. Pan Jourdain, wbrew pozorom, nie jest rolą samograjem. Aktorzy o naturze wesołków, chętni do rozśmieszania widzów w każdych okolicznościach i za wszelką cenę, nie powinni jej grać. (...) Gdyby Pan Jourdain był jedynie błaznującym prymitywem, Molier nie ostrzyłby przeciw komuś tak niedorzecznemu pióra. W serii "Złotej Setki" Teatru Telewizji mogliśmy sobie niedawno przypomnieć Bogumiła Kobielę, w klasycznym już spektaklu w reżyserii Jerzego Gruzy. Mimo upływu 30 lat rola Kobieli nadal zaskakuje świeżością ujęcia, choć i w niej można się dopatrzyć elementów aktorskiej szarży. Krzysztof Kowalewski jest pod tym względem bez zarzutu. To jeden z niewielu polskich aktorów, który tak doskonale panuje nad warsztatem, że zawsze bezkolizyjnie umie się zatrzymać na granicy, poza którą mógłby niechybnie stoczyć się w trywialną karykaturę. W dorobku Krzysztofa Kowalewskiego były rozmaite role komediowe: filmowe i sceniczne, kostiumowe i współczesne. W postaci Pana Jourdaina kunszt aktora wyraził się chyba najpełniej. Stworzył postać niewolną od typowo ludzkich ułomności. Obsesja Molierowskiego bourgeois, który otacza się przepychem charakterystycznym dla ludzi wyższej sfery, mają jednak - obok śmieszności małpowania tego, co najbardziej powierzchowne i pozorne - posmak prawdziwie rewolucyjny. Jourdain ma w sobie żyłkę zdobywcy. Bez odrobiny snobizmu (wszelako dobrze pojętego) nie byłoby postępu. Krzysztof Kowalewski tak właśnie gra swoją rolę. Wprawdzie otoczenie dworuje sobie z nuworyszowskich manier pana, ale już jego głód wiedzy, poparty chęcią jej zaspokojenia, ma w sobie coś ujmującego. Coś, co wzbudza doń szacunek. Trudno zresztą uznać za zwyczajnego głupka człowieka, który po jednorazowym wysłuchaniu potrafi wyrecytować z pamięci całe okresy skomplikowanych niby to tureckich zwrotów. Bo też Jourdain Kowalewskiego nie jest durniem. To jedynie człowiek, który nie umie zrobić należytego użytku ze swoich zdolności, gdyż głównym impulsem jego działań staje się chęć imponowania światu. Nie dostrzega, że popełnia grzech pychy. Krzysztofa Kowalewskiego nie sposób ani na chwilę spuścić z oka. Już pierwsze pojawienie się Pana Jourdaina, z głową komicznie obwiniętą zawęźloną chustką, ze szlafrokiem ledwo dopinającym się jednym szlachetnie połyskującym guziorem na wydatnym brzuchu, sprawia, że zaczynamy chichotać. Na szczęście, w miarę rozwoju akcji chichot milknie. Zaczynamy się śmiać. A niekiedy śmiech więźnie nam w gardle. Aktor sprawia, że coraz częściej zaczynamy się zastanawiać, z kogo też się właściwie tak ochoczo śmiejemy Czyżby?...