Proces
Oskarżony Józef K., Zdzisław Pietrasik, Polityka, 12.04.2008
Jak pisano w gazetach, w Warszawie odbył się mecz młodego teatru ze starym teatrem. W reprezentacji juniorów wystąpił Michał Zadara, którego spektakl otwierał Warszawskie Spotkania Teatralne, honoru oldbojów bronił zaś Maciej Englert, dający tego samego wieczoru premierę "Procesu" Franza Kafki. Niestety, widz nie mógł znaleźć się w obu miejscach naraz. Ja byłem w Teatrze Współczesnym, gdzie aktor Borys Szyc grał najważniejszą rolę swego życia, wcielając się w postać oskarżonego Józefa K. Dodajmy od razu, że odniósł sukces. Od dawna mówiło się, że to niesłychanie zdolny aktor, czego jednak raczej nie potwierdzały jego dokonania w filmie i w serialach TV. Teraz wreszcie pokazał, że potrafi stworzyć pełnowymiarową rolę, opracowaną w najdrobniejszych szczegółach od pierwszej sceny do ostatniej. Jego Józef K., znalazłszy się w opresji, chce po pierwsze zrozumieć reguły rządzące otaczającą go rzeczywistością: zachowuje pokorę wobec prześladowców, ale potrafi też wygłosić porywającą mowę, w której to on staje się na parę chwil oskarżycielem oskarżycieli. Ostateczny wyrok przyjmuje z egzystencjalnym smutkiem, poddając się temu, co ostateczne i nieuchronne. A jaki jest ogólniejszy sens pokazywanego dzisiaj "Procesu"? Spektakl Englerta nie zawiera aluzji do rządów PiS, a sędzia śledczy nie przypomina z urody Zbigniewa Ziobry. Na szczęście, ponieważ przedstawienia z takimi politycznymi odniesieniami mieliśmy niedawno w stolicy i nie były to szczytowe osiągnięcia sztuki scenicznej. Wydaje się, że reżyser w ogóle nie szukał na siłę żadnych nowych treści w arcydziele Kafki. Zapewne uznał, ze nie ma takiej potrzeby. Po prostu przygotował solidny, choć niestety zdecydowanie za długi (ponad trzy i pół godziny!) spektakl, w którym dał pole do popisu swemu niemal całemu zespołowi aktorskiemu. I jeszcze raz zawierzył publiczności, która wybiera taki właśnie teatr. Tak, że wynik wspomnianego meczu jest nadal nierozstrzygnięty. Każdy dalej kibicuje swojej drużynie.