„Starość nie radość” – tak mówi polskie przysłowie. Właśnie o starzeniu się i postrzeganiu świata z dojrzałego wieku mówi: „Taniec Albatrosa” prezentowany na deskach Teatru Współczesnego.
Teatr Współczesny zdecydował się wystawić sztukę wydawało się trudną. Relacje damsko-męskie to zawsze twardy orzech do zgryzienia. Jak sobie poradzili aktorzy? Co można ocenić na plus? A co na minus?
Jak to ugryźć? Czyli temat spektaklu
Sam temat jest niezwykle łatwy do rozszyfrowania. Perypetie mężczyzny dojrzałego, doświadczonego i jego związek z młodziutką partnerką, siostrą i najlepszym przyjacielem. Temat prosty, jasny, oczywisty. Czy łatwy do rozszyfrowania? Jak najbardziej. Konfrontacja 2 światów – Tierry’ego i Judyty to ukazanie jak różnie na świat patrzą pokolenia. Jednak pozostaje jedno kluczowe pytanie. Czy chcemy iść na spektakl, aby się odstresować, obejrzeć komedie i pooglądać komedię? A może pokontemplować nad sensem życia, zobaczyć jak działają ludzkie emocje, jak zmienia się postać? „Taniec Albatrosa” jest niewątpliwie sztuką nie czysto powiązaną z jedną kategorią. Można w niej dostrzec zmiany postaci, jej „dojrzewanie”, które jest ukryte pod otoczką komedyjki.
Minimalizm czy maksymalizm? Czyli scenografia
Tu też wszystko zależy od upodobania widza. Na pewno scenografia nie gra prymu w tym spektaklu. Patrząc np. na spektakle Teatru Narodowego, gdzie scenografia jest niemal równa jednej z postaci, to w Teatrze Współczesnym scenografia jest niemalże minimalistyczna. Jedno drzewo, kilka mebli a w pewnym momencie ruszające się ptaki. Czy wystarczająco dużo? W Teatrze Współczesnym duży nacisk kładziony jest na tekst. Jedno trzeba przyznać. Scenografia usuwa się w cień przy postaciach. Daje im zdominować widza, a nie na odwrót. Za to duże gratulacje.