Taniec albatrosa.
Ale to już było..., Jacek Wakar, Dziennik Gazeta Prawna nr 221 , 14.11.2014
"Taniec albatrosa" w reż. Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej.
«"Taniec albatrosa" Geralda Sibleyrasa ma zastąpić w repertuarze warszawskiego Teatru Współczesnego "Napis" tego samego autora. Sztuka trochę słabsza, reżyser, aktorzy, sposoby na sukces te same, co zazwyczaj.
Szef Współczesnego Maciej Englert słusznie nie wierzy, że ilość przechodzi w jakość. Premiery daje rzadko, ale gra potem spektakle latami. Teatr przy Mokotowskiej ma stałą publiczność i jej gustu nie zawodzi. Ludzie przychodzą tu oglądać swoich ulubionych aktorów (kiedyś Zbigniewa Zapasiewicza czy Krzysztofa Kowalewskiego, a dziś na przykład Andrzeja Zielińskiego, Leona Charewicza albo Sławomira Orzechowskiego) w repertuarze niespecjalnie wyrafinowanym ostatnio, ale też nieschlebiającym niskim gustom. Mamy "Najdroższego" francuskiego specjalisty od fars, Francisa Vebera, z Ziębińskim w roli głównej, jakiś czas temu był "Księżyc i magnolie" z Zielińskim, Charewiczem i Orzechowskim, "Skarpetki opus 124" z Wojciechem Pszoniakiem i Piotrem Fronczewskim.
To oczywiście niecała prawda, bo we Współczesnym pojawiają się też czasem całkiem inne propozycje - "Saszka" i "Zabójca" w reżyserii Wojciecha Urbańskiego albo grane od lat "Mimo wszystko" z kreacj Mai Komorowskiej. Nie do końca udane obecne są w bocznym nurcie repertuaru. Poza tym - mimo udziału w "Saszce" Borysa Szyca - niosą ze sobą ryzyko. Publiczność z Mokotowskiej najbardziej lubi te piosenki, które dobrze zna.
Do niedawna pokazywano we Współczesnym z sukcesem "Napis" Geralda Sibleyrasa, wyreżyserowany przez Macieja Englerta. Spektakl nietuzinkowy, bo rozpisany na sześć równoważnych głosów, którym przeznaczono ogromne dialogi. Englert i jego aktorzy po raz kolejny okazali się mistrzami wspaniale prowadzonej konwersacji. Dzięki nim "Napis" przypominał polifoniczny utwór na sześcioro wykonawców. Zszedł z afisza dwa miesiące temu, zagrany 251 razy, ponoć z powodu wyczerpania praw. "Taniec albatrosa" tego samego autora ma wypełnić lukę po "Napisie". W obsadzie Zieliński, Charewicz, Agnieszka Pilaszewska i gościnnie - zapamiętana z sosnowieckiego "Korzeńca" - młoda Edyta Ostojak, skromna scenografia, żadnych inscenizacyjnych przewrotek Znów dialog, podkręcany przez doskonale brzmiące i wywołujące salwy śmiechu bon moty i repliki. Rzecz o starzeniu się i postrzeganiu świata po przekroczeniu smugi cienia. Francoise Pilaszewskiej nudzi się, więc postanawia zostawić męża. Cilles Charewicza żyje w platonicznym związku z koleżanką z pracy aż do chwili, gdy okazuje się, że go platonicznie zdradziła. Thierry Zielińskiego nie wie, czy chce utrzymać romans z dwudziestolatką, czy poszukać kogoś bardziej do siebie pasującego.
Sporo w tym ironii, trochę trafnych obserwacji i te aforyzmy. Tyle że reżyserował Maciej Englert, a grają świetni aktorzy Współczesnego, więc chciałoby się znacznie więcej. Wiem oczywiście, że precyzyjna to robota, z dialogiem Sibleyrasa poradzą sobie tylko wytrawni fachowcy. Jednak widziałem Zielińskiego, Charewicza i Pilaszewska w bliźniaczych zadaniach, wykonywanych nawet z większym nieco zacięciem. A Macieja Englerta mam za jednego z ostatnich z wielkich. Dlatego żal mi, że ostatnimi czasy skupia się prawie wyłącznie na wysokim bulwarze, jakby obniżał sobie i swej widowni poprzeczkę. Znam kłopoty przestrzenne i finansowe Współczesnego, a dyrektor Englert musi pamiętać o nich bez przerwy. Mimo to wyżej cenię niejednoznacznie przyjęte próby z "Hamletem" i "Procesem" niż kolejny hit. Bo kto ma w końcu nawiązywać do wielkiej tradycji tej sceny, także tradycji swoich własnych wspaniałych przedstawień, jeśli nie Maciej Englert?»