Taniec albatrosa.
Taniec albatrosa., Rafał Siemko, www.terazteatr.pl, 9.12.2014
Taniec albatrosa to przedstawienie o tyle niezwykłe, że choć nominalnie uznawane za komedię, to pretenduje do utworu z niemałymi walorami poznawczymi. Być może nie jest to teatr moralnego niepokoju, ale zmusza do myślenia, pobudza do refleksji. Gérald Sibleyras w swojej sztuce przedstawia bohaterów na rozdrożach, wahających się, ale niezdolnych do podjęcia decyzji i odpowiedzialności. Autor poddaje analizie ich motywy, skryte obawy oraz lęki. A wszystko podane w formie lekkiej komedii, podczas której nie sposób się nie zaśmiać.
Główny bohater, Thierry, jest zoologiem, który specjalizuje się w gatunkach zagrożonych wymarciem. Niedawno kupił stary dom, który ma być azylem dla niego i jego trzydzieści lat młodszej narzeczonej. Próbują oni uciec od szarej codzienności, opartej na małych kłamstewkach i konwenansach. On sam, choć związany już od jakiegoś czasu z Judytą w wolnym związku, nie planuje go sformalizować, chce przede wszystkim żyć własnym życiem, według własnych zasad i w zgodzie z własnymi przekonaniami. Siostra Thierry`ego, zdradzona przez męża składa pozew rozwodowy. Po kilku latach zapowiadania tego faktu. Oprócz tej trójki na scenie pojawia się też przyjaciel bohatera, Gilles. Jest to tą osoby, która zawsze wszystko najlepiej wie, wypowiada co chwilę „mądrości”, poucza innych, mawia sentencjami. Ta czwórka zostaje postawiona przed koniecznością odkrycia prawdy o samych sobie. Będzie to doświadczenie tyleż bolesne, co komiczne. Doskonale rozpisane, błyskotliwe dialogi i cięte riposty wzbudzają rozbawienie u widzów. Śmiech obnaża słabość i kłamstwo. Każdy bohater ma tak samo dużo do powiedzenia, każdy ma swoją rację, którą będzie bronił do samego końca, ocierając się niemal o śmieszność.
Bohaterowie dorabiają mitologię do swojej porażki, aby móc ją uzasadnić przed innymi, a przede wszystkim przed samym sobą. „Postępowość”, „nowoczesność”, „niezależność” są terminami, które co raz przewijają się w wypowiedziach bohaterów, ale są one jedynie zasłoną dymną dla prawdziwego problemu – strachu. Boją się starości, kiedy życie ucieka i wydaje się, że jedyne co czeka dalej to przerażająco pusta samotność. Odczuwają wielki strach przed życiem w związku (bo przynosi ból), przed zerwaniem, porażką. A najbardziej paraliżuje strach przed podjęciem decyzji – nieuniknionej, ale bolesnej.
Wyważone i rozsądne skądinąd sądy Thierry`ego pozostają niestety w cieniu jego dosyć ekwilibrystycznych wręcz prób logicznego (jakoby) uzasadnienia swoich zaniechań, braku zaangażowania i zdecydowania. Gilles cały czas używa zwrotów, które sprawiają pozory wyrafinowania i inteligencji a w rzeczywistości brzmią jak wyuczone na pamięć frazesy, są pozbawionymi sensu. Françoise próbuje się zdobyć na krok, który powinna zrobić dawno temu, pozostaje w swego rodzaju zawieszeniu. Judyta ma własne plany związane z Thierrym, ale nie widzi (bądź nie chce widzieć), że jego spojrzenie na ich relację jest odmienne.
Teatr Współczesny serwuje kolejną komedię – po Najdroższym – w której główną rolę gra Andrzej Zieliński. Tak jak w tamtym przedstawieniu tak i tutaj aktor pokazuje swój kunszt i znajomość sztuki aktorskiej. Gra człowieka nieco cynicznego, pozbawionego złudzeń, niepotrafiącego się pogodzić z mijającymi latami. Jego taniec godowy podstarzałego samca jest tyleż groteskowy, co komiczny, ale zdradza też wewnętrzną potrzebę kochania i poświęcenia. Partnerują mu Agnieszka Pilaszewska i Leon Charewicz, którzy kreują postacie nie mniej wyraziste i „żywe”. Taniec albatrosa jest z całą pewnością doskonałym doświadczeniem dla młodych aktorek – Sylwii Boroń i Edyty Ostojak, które na zmianę grają Judytę.
Przedstawienie można określić jako minimalistyczne w formie. Scenografia jest skromna, ledwie zarysowana, stawia na pewną schematyczną umowność. Bo też nie scenografia jest najważniejsza. Najważniejszy w przedstawieniu Englerta jest dialog. Pełny trafnych uwag, spostrzeżeń, ciętych ripost. Dialog lekki, niestroniący od komicznych konceptów, wzajemnych przepychanek słownych bohaterów.