Requiem (Aszkawa) - warsztaty. Studio Teatralne
REQUIEM. Warsztaty., okiem-widza, okiem-widza.blogspot.com, 17.02.2015
Antoni Czechow w ujęciu Hanocha Levina to dla mnie wystarczająca rekomendacja spektaklu. Zachęta. Czechow jest ciekawy, Levin niebanalny. A Współczesny w centrum Warszawy.
Spektakl jest strukturą zamkniętą, w sumie nieskomplikowaną opowieścią o ciężkim życiu ludzi prostych, pracowitych ale naznaczonych mordęgą, bólem, niespełnieniem, stratą najbliższych. Doświadczanych ciężkim losem. Gdzie śmierć jest wyzwoleniem, a wszystko, co pozytywne uwięzione jest w sferze nieosiągalnych pragnień i marzeń, wyobrażeń normalności, miłości, szczęścia. Tu nic i nikt nie udaje, że jest jakaś nadzieja. Jeśli w ogóle, to akceptująca życie takim, jakie jest. I jeszcze w zaśpiewie, w otoczeniu dobrotliwych cherubinów, wtedy gdy wszystko jest już nieodwracalne, zakończone, dokonane.
Na szczęście wiemy, że jesteśmy w teatrze. Wszystkie role bez wyjątku grają bardzo młodzi ludzie, co dodatkowo wzmacnia uczucie umowności, pogłębia dystans do przedstawianych historii. I ta uderzająca nieprzystawalna uroda, piętno świeżości, niewinności osłabia moc dramaturgiczną losu przypisanego do charakterystyki granej postaci. Gdyby ta pełnia młodości potrafiła zagrać pełnię dojrzałości byłoby ciekawie. Mrocznie. A tak jeszcze bardziej oddala, dystansuje, zobojętnia przekaz. Czyni go przypowieściowym bajaniem o życiu, o którym młodzi niewiele wiedzą, bo niewiele jeszcze doświadczyli.
Dlatego wolę oglądać ten spektakl jak bajkę. Naukę dla wszystkich. Aktorów i widzów. Kiedy bezpiecznie zbliżamy się do oswojenia, tego co nieuniknione a boli nie do zniesienia. Śmierć żony, męża, dzieci, ból matki i ojca, nie lekarz a felczer próbujący pomóc bez skutku. Nawet jeśli się tylko na to patrzy. Nagromadzenie nieszczęść, wobec których człowiek jest bezradny, wymusza na nim pewien rodzaj otępienia, akceptującego przyzwolenia. Wobec bezsilności na zło, choroby, śmierć, obojętność otoczenia. Tak, by ból nie zabił, bo trzeba żyć dalej. A uodpornił. Przygotował na śmierć. Oswoił.
Sterylne otoczenie, czystość formy podkreśla umowność sztuki. Podest jasny, sosnowy, Kilka pieńków, jak kamieni milowych, na których bohaterowie od czasu do czasu przysiadają. Kostiumy powściągliwe, zgrzebne. To postacie sztuki biorą na siebie cały ciężar dramaturgiczny postaci. Muszą go unieść dalej w życie lub śmierć.
Cherubiny pomagają. Strzegą ludzi, nie odstępują w niedoli, pocieszają, koją, żałują. Śpiewają. Otaczają każdego nieszczęśnika czułą opieką. Utulają w bólu. Wydobywają z ludzi wszystko co najlepsze. Uświadamiają potrzeby, marzenia, zachcianki. Lekko, radośnie, naturalnie. Wnoszą dystans. Umalowane jak klauni, rozwichrzone, trzpiotowate. Przeprowadzają z żywego do wiecznego życia.
Tak, to Czechowa ogląd rzeczywistości, kondycji człowieka uzależnionego od innych ludzi, życia bez nadziei ale w Levina estetyce, konstrukcji i stylu. To świetnie napisana sztuka na poziomie wprawki, na tym samym poziomie też zagrana.
Bajka o śmierci. Pieśń żałobna. Pożegnalna dla życia w śmiertelnej chorobie beznadziei, niespełnienia, zawodu. Dowodząca, że szczęściem jest wyzwolenie z okowów życia, bo wtedy bezsens zła, trwogi, trosk, bólu i cierpienia jest już dokonany. Opanowany. Powstrzymany. Śmierć to wrota do raju po piekle życia. Ulga. Wytchnienie. Wolność.
Recenzja zamieszczona za zgodą autorki www.okiem-widza.blogspot.com