Psie serce
Pchły łapiemy palcami, nie paszczą, Jarosław Klebaniuk, teatrdlawszystkich.eu, 25.IX.2018

Do Współczesnego tym razem pojechałem do Warszawy, bo wrocławski Współczesny pogrążony jest w remoncie. Będzie wprawdzie premiera, ale w gościnie u Capitolu. Trzy i pół godziny pociągiem z Lublina, deszcz, walka z czasem. W dodatku lekturą literackiego oryginału parę dni wcześniej skazałem się na całkowitą, zupełną i wyłączną teatralność, bez zaskoczeń wynikłych z nieznajomości tekstu. Gdy Szarikow zawahał się, próbując sobie przypomnieć, z kim korespondował Engels w czytanej książce, już, już miałem podpowiedzieć, gdy okazało się to niepotrzebne. W kilku miejscach jednak wierność odwzorowania na scenie przerosła moją pamięć. Nie pamiętałem operacji jąder głównego bohatera. Poprzestałem w swoim wspomnieniu z lektury na przysadce mózgowej i podejrzewałem teatralnych realizatorów o tani efekt poza wolą i wiedzą Bułhakowa. Niesłusznie. Przepraszam.

Inscenizacja „Psiego serca” wydaje się zadziwiająco wierna tekstowi rosyjskiego prozaika. Trudno w niej odnaleźć aluzje do teraźniejszości, a jedynym prawdopodobnie wyprzedzającym lata 1920. rekwizytem był odkurzacz. Klimat porewolucyjnej Moskwy, zderzenie mieszczańskich wnętrz i konwenansów z siermiężnymi ubraniami i manierami proletariuszy sugerowało – zgodnie chyba z intencjami pisarza – nie tylko estetyczną, lecz i moralną przewagę tych pierwszych. Protekcjonalne i pogardliwe traktowanie Komitetu Domowego przez lekarską sławę może dziś razić, bo czasy mamy, fasadowo przynajmniej, bardziej egalitarne. Jednak nierówności po niemal stu latach wciąż się utrzymują. Bez trudu dałoby się znaleźć samotnych bogaczy w siedmiu pokojach i zatłoczone klitki dzielone przez siedmiu lokatorów. O ile jednak w radzieckiej Rosji habitaty te mogły ze sobą sąsiadować, dzisiaj dominują grodzone posiadłości i strzeżone osiedla z monitoringiem i ochroną. Szwajcar z Kałabuchowskiego domu wydaje się dobroduszną poczciwiną w zestawieniu z tak licznymi atrybutami pretensjonalnego bogactwa i ekskluzywności.

Jeżeli opowiadanie Bułhakowa zestarzało się, to raczej przez naiwne podejście do możliwości medycyny, zwłaszcza chirurgii. Nawet jak na „medical fiction” opowiadana historia wydaje się zbyt  prosta. Można jednak, a jakże, potraktować ją jako skondensowaną w czasie metaforę. Przemiany pomyślane jako progresywne zdają się wtedy ujawniać całą nędzę związaną z genetycznym obciążeniem, zaś esencjalistyczne traktowanie konkretnego człowieka jako istoty wyższej, dajmy na to, od psa, niekiedy kończy się rozczarowaniem. Nie zdziwiłbym się, gdyby nie tylko we mnie większą sympatię budził pies Szarik, niż obywatel noszący po nim nazwisko.

Centralna postać spektaklu w reżyserii Macieja Englerta została nie tylko świetnie obsadzona, lecz zapewne także nęci, wabi i bawi widownię nawykłą bardziej do szklanych ekranów niż scenicznych  desek. Borys Szyc je z ziemi, wyje po psiemu, mówi o sobie jako o psie głosem narratora, z trudem powstrzymuje się od ataku na wypchaną sowę (pozostawię potencjalnych widzów w niepewności, jak potoczyły się sprawy), wyciąga łapę w ludzkim żebraczym geście, gra na bałałajce, patrzy spode łba, chodzi stawiając stopy dużym palcem do wewnątrz, w różnokolorowych skarpetkach niczym w różnie umaszczonych łapach. Jest zarówno w swojej psiości, jak i w neofickim humanizmie przekonujący, sympatyczny, uroczy. Wykreował dynamicznie zmieniającą się istotę z dużym zrozumieniem dla jej potrzeb. Humor i literacki rozmach przeobraził w żywą postać wartą słuchania i oglądania.

Inni aktorzy zagrali poprawnie, ale na miarę swoich ról. Profesor Preobrażenski, choć radykalny i nieprzejednany w swoich konserwatywnych poglądach, wydawał się przy Szariku bardzo statyczny.   Wiele postaci narysowanych zostało grubą kreską – zgodnie ze stereotypami, których używa się do opisu robotników, służących czy milicjantów. Chodzili po scenie raczej jako wcielenia społecznych ról i przypisanych im klisz, niż jako indywidualności. Dotyczy to zarówno ludzi, jak i zawistnych ulicznych psów granych przez mężczyzn.

Spektakl poprowadzony został w bardzo klasyczny sposób, jeden do jednego, bez eksperymentów z  formą i popisów z użyciem nowoczesnych środków. Zamiast multimedialnych projekcji mieliśmy więc cienie za parawanem, parafinowy śnieg, makietę domu, drzwi po obu stronach sceny niczym w jakiejś farsie, gdzie wychodzi się i wchodzi dla komicznego efektu. Tu jednak z drzwi korzystano oszczędnie, a jedynie scena przy stole z mocno niekulturalnym protagonistą trąciła humorem grubym i nazbyt nachalnym. Zdarzały się jednak i perełki skrzące się z kart literackiego źródła, jak choćby ta streszczona w tytule recenzji.

Jako przerywnik między scenami odległymi od siebie tematycznie, dający zapewne szansę na logistykę, przebieranie się i tym podobne zakulisowe machinacje, raz po raz widywaliśmy dwóch mundurowych grających na puzonach (a może innych dużych instrumentach dętych). Z innych muzycznych wstawek na uwagę zasługiwały służące niespodziewanie śpiewające „Aidę” oraz tłumek gapiów zawodzących żałośnie „Gospodin, pamiłuj, gospodin, prasti”. Ładne to było, niczym światło ulicznej latarni dające przestrzeń do spadania płatkom. Choć równie prawdziwe wydałyby się opinie, że trąciło kiczem lub stanowiło łagodną satyrę na ponadczasową ciemnotę.

Byłem na „Psim sercu” – tym razem wyjątkowo bez Eli – świadkiem solidnego mieszczańskiego teatru rozrywkowego z wyróżniającą się główną rolą. Wczesny, niedoskonały utwór Bułhakowa przypomniany został wiernie, z kronikarskim zapałem (ze ślepą miłością?). Tak jak tamto opowiadanie, tak i ten spektakl miał więc momenty lepsze, do których według mnie należały monologi psa, jak i gorsze, na przykład krytyczne przemowy profesora na temat społecznych bolączek współczesnego mu systemu i wad tworzących go klas społecznych. Trudno zatem o jednoznaczną ocenę. Domyślać się mogę, że przedstawienie kierowane jest do szerokiej widowni. Klasyczna prostota środków i podkreślanie elementów komediowych wpisuje się doskonale w taką inkluzywną formułę. Nawet jednak wymagający widz doceni gadającego człowiekiem psa.
link do tekstu żródłowego tatrdlawszystkich.eu

Deklaracja dostępności