Psie serce
SZARIK, SZARIKOW, SZYC, Iwa Poznerowicz, Teatr dla Was, 9.11.2017
Dyrektor Maciej Englert po raz drugi wystawił na scenie Teatru Współczesnego w Warszawie prozę Michała Bułhakowa. Najpierw w 1987 roku był to „Mistrz i Małgorzata” z perfekcyjną rolą Krzysztofa Wakulińskiego (Woland). Osiem lat później z literatury rosyjskiej pojawiły się też w repertuarze „Martwe Dusze” Gogola z Krzysztofem Kowalewskim w roli Cziczikowa. Teraz przyszła kolej na „Psie serce”, którego tekst powstał w 1925 roku, na progu rodzącej się nowej władzy Radzieckiej, ale światło dzienne ujrzał dopiero po 62 latach.
„Psie serce” (mające w podtytule dopisek „Potworna historia”) jest opowieścią o bezpańskim kundlu, który na swojej drodze spotyka luminarza nauki i medycyny – Profesora Preobrażeńskiego. Profesor jest owładnięty ideą znalezienia sposobu na odmładzanie człowieka. Zrządzeniem losu Szarikowi zostaje przeszczepiona przysadka mózgowa jakiegoś alkoholika i degenerata. Ten zabieg powoduje powolne przeobrażanie się psa w człowieka, a dokładnie w obywatela Poligrafa Poligrafowicza Szarikowa – czynnego i zaangażowanego aktywistę nowego ustroju i rodzącego się stalinizmu w Rosji.
Najgorsze cechy i przywary człowieka – podbite jeszcze „regułami i zasadami” nowej władzy radzieckiej – kumulujące się w Szarikowie, przerażają profesora i jego asystenta. Żeby ratować siebie i swój mały świat, decydują się na operacyjny powrót do pierwotnej, psiej postaci Szarikowa.
Kunszt aktorski całego zespołu jest doskonały. Na szczególną uwagę zasługuje Krzysztof Wakuliński, który wcielił się w rolę Profesora Preobrażeńskiego. Patrząc na jego interpretację postaci, przypominałam sobie wymieniany już spektakl „Mistrz i Małgorzata” i rolę Wolanda w jego wykonaniu. Wtedy to dystyngowany profesor czarnej magii, szatan, a dziś posiwiały profesor medycyny z dystansem do otaczającej go rzeczywistość, bogatszy o doświadczenia. Ale czy jego decyzja przeszczepienia narządów człowieka psu nie jest szatańską ingerencją w decyzję Stwórcy? Wakuliński jest niby dobrotliwy i czuły dla znalezionego kundla, ale tak naprawdę chodzi tylko o eksperyment. Szkoda kundla, był miłym psem, ale nauka wymaga ofiar i poświęcenia.
Mariusz Jakus jako główny przedstawiciel i wykonawca nowej władzy – Szwonder, jest w swojej postawie, w każdym geście i słowie przepełniony wiarą w Stalina i rewolucję. W nowo powstałym obywatelu widzi kolejnego wyznawcę władzy, którą reprezentuje, ale zauważa też możliwość wykorzystania go do swoich celów. Nie dostrzega, że powolna ewolucja Szarikowa może zagrozić jego pozycji.
Ale najważniejszą postacią spektaklu jest On – Szarik, zmieniony w Szarikowa, czyli Borys Szyc. Po raz kolejny aktor poraża mnie swoimi występami na deskach teatralnych. W pierwszych scenach jest małym kundlem, poobijanym, ale sprytnym, przypominającym psiaki z bajek Disneya. W każdym ruchu, spojrzeniu, zachowaniu jest psem. W domu profesora pokazuje typowe psie przywary, łakomstwo, sposób układania się na poduszce czy oddanie dla swojego pana. A potem przechodzi przez stadia stawania się człowiekiem. I tu pojawiają się kolejne elementy aktorskiego mistrzostwa Szyca. Ta transformacja jest powolna, niejednoznaczna. Każdy z etapów stawania się obywatelem Poligrafem Poligrafowiczem Szarikowem jest wyraźnie zaznaczony. W sposobie chodzenia, patrzenia, mówienia. Dopiero na końcu aktor staje się pełnokrwistym wyznawcą nowej władzy. Borys Szyc przez cały spektakl gra tak, że skupia całą uwagę na sobie, nie można oderwać od niego wzroku, żeby nie przeoczyć jakiegoś gestu, ruchu czy spojrzenia, które potrafią wzruszyć, a potem wręcz przerażają.
Po obejrzeniu spektaklu dochodzę kolejny raz do wniosku, że w teatrze nie trzeba szokować dla samego szoku, nie trzeba na siłę wszystkiego uaktualniać i koniecznie nawiązywać do otaczającej nas rzeczywistości. Wystarczy świetny, ponadczasowy tekst Michała Bułhakowa, doświadczony, mądry reżyser, wybitne aktorstwo i otrzymujemy artystyczną perłę, która pojawiła się w przestrzeni teatralnej Warszawy i jak na razie pretenduje już do roli wydarzenia sezonu.