Pastorałka
Żywy obraz, Marzena Wiśniewska, Sztandar Młodych nr 11, 28.02.1982
Co uderza od pierwszej chwili w tym przedstawieniu to niepowtarzalny, urokliwy klimat. Stwarza go dostojny rytm biblijnej opowieści, cyzelowany w każdym szczególe gest, trafnie wyważona intonacja słowa i melodii, taniec i kolorystyka kostiumów. Na sukces „Pastorałki” Leona Schillera na scenie warszawskiej 1982 pracują wszyscy: reżyser i scenograf, kompozytor i choreograf, wreszcie cały chyba zespół aktorski Teatru Współczesnego.
To widowisko niewiele ma wspólnego z tradycją niefrasobliwych staropolskich jasełek. Humor jest tu stonowany, bardziej żartobliwy niż rubaszny. Widać wyraźnie, że Maciej Englert steruje spektakl w strony sakralnego misterium,
a nie swawolnej szopki. Podkreśla to trafnie scenografia Ewy Starowieyskiej prostymi środkami wpisująca akcję niebiańską i betlejemską w ramy ołtarzowego tryptyku. Wydaje mi się jednak, że te uwznioślające zabiegi podyktowane były nie tyle religijnymi co artystycznymi wzglądami. Cały czas obcujemy z obrazem żywym, ale jednocześnie zamkniętym, skończonym.
„Pastorałka" Schillera i Englerta wzrusza i zachwyca, śpiewy anielic (Celińska — Kownacka — Raksa — Sołtysik — Girycz - Kotulanka) brzmią z maestrią iście niebiańską. Bawi nas Krzysztof Kowalewski w roli Heroda oraz Mieczysław Czechowicz, Wiesław Michnikowski i Henryk Borowski jako betlejemscy pasterze, roztkliwia subtelna Maria (Maja Pakulnis) i opiekuńczy Józef (Andrzej Stockinger). Zapisują się w pamięci kreacje: Marcina Trońskiego (Adam), Bogusława Lindy (Archanioł Michał), Grzegorza Wonsa (aż w trzech wcieleniach), Emilii Krakowskiej, Marty Lipińskiej.
Co jeszcze uderza w całym spektaklu, to zaangażowanie osobiste każdego
z aktorów współtworzące harmonię sztuki. Bez tego zapewne nie miałaby ona tak atrakcyjnego wizualnie kształtu żywego obrazu, wdzięku i uroku plastycznego,
o którym myślał reżyser wespół z licznym gronem autorów opracowania muzyczno-wokalno-tanecznego.
Maciej Englert wprowadził „Pastorałkę” na warszawską scenę niemal w 60-lecie słynnej Schillerowskiej prapremiery. To pierwsze i jakże udane posunięcie nowego szefa placówki na Mokotowskiej dobrze wróży dalszym losom Teatru Współczesnego.