Pastorałka
Firma: „Współczesny”, Jacek Sieradzki, Teatr nr 3/1982, 1.03.1982
* * *
Pastorałka zimy 1981/82 nie mogła być wesołym, jurnym widowiskiem ludowym; Maciej Englert wpisał Bożonarodzeniowe misterium i ludowe jasełka w minorową inscenizacyjną klamrę. W prologu, na pustej scenie niewyraźny, zszarzały tłum „mieszkańców Betleem” w kusych, kiepskich paltach, w wyliniałych
pozostałościach po futrach, w proletariackich czapkach śpiewał pieśń — wołanie do Boga o Mesjasza. W epilogu zawadiacką apostrofę pasterzy do widowni
„za kolędę dziękujemy, zdrowia, szczęścia winszujemy” zastąpiła dramatyczna, chropawa, śpiewana a cappella, czterogłosowa kolęda góralska. Pomieszczona
w tych surowych ramach przypowieść o narodzinach Chrystusa stawała się
projekcją ewangelicznej nadziei, duchowego azylu owych „mieszkańców Betleem”, ich „dobrą nowiną”.
Ewa Starowieyska ustawiła na scenie jakby ostrołukową ramę okienną; rozstawione skrzydła mogły tworzyć także zarys tryptyku. Wypełniły jego pola postacie z Ewangelii upozowane na kształt rzeźb, udrapowane w bogate kolorystycznie, pysznie zestrojone kostiumy tworzące harmonijne, spokojne obrazy. Poza ramą pozostawali pasterze; ich kostiumy, aczkolwiek w zbliżonych tonacjach, nie układały się już w barwne akordy, ich gestom brakło niebiańskiej hieratyczności, ich scenkami nie rządziła symetria, lecz nieokiełznana energia. Zetknięcie się tych dwóch światów plastycznych — pasterską adorację Chrystusa — uczynił reżyser kulminacyjną sceną spektaklu; w (brawurowych tańcach,
w wybuchach wesołości rodziła się niekłamana, nie dźwięcząca fałszywą ludowością radość wspólnoty opromienionej światłem betleemskiej stajenki. Poza nią pozostał świat o szarych, niewyraźnych barwach, świat przeraźliwy (pasterz zgubiony w drodze do Betleem, osamotniony na pustej scenie śpiewał pogodną kolędę z nieopisanym przerażeniem na twarzy), świat okrutny, ale i godny wydrwienia (Herod maszerujący upojnie wokół tronu w takt dętej orkiestry wojskowej), smutny, zgrzebny świat ludzi z prologu.
Przedstawienie było popisem aktorstwa zespołowego, nie sposób jednak choćby nie wymienić uduchowionej Marii Pakulnis (Maria), ciepłego Andrzeja Stockingera (Joseph), wspaniale śpiewających Agnieszki Kotulanki i Stanisławy Celińskiej, Wojciecha Wysockiego, który po latach obsadzania w emploi pięknych bohaterów odnalazł chyba swój styl, komików Mieczysława Czechowicza, Wiesława Michnikowskiego, Krzysztofa Kowalewskiego. Oglądało się tę Pastorałkę z prawdziwym wzruszeniem; żałować trzeba, że nie została ona wówczas – nie było prasy kulturalnej – omówiona tak, jak na to zasługiwała.
* * *