Mimo wszystko
Wzrusza i bawi, Temida Stankiewicz-Podhorecka, Nasz dziennik, 27.04.2005
Sztuka Johna Murrella "Wspomnienia", będąca udramatyzowaną biografią Sary Bernhardt, wielkiej francuskiej aktorki, jednej z najsłynniejszych XIX-wiecznych tragiczek, jest tak napisana, że każdy, kto po nią sięga, może dokonać własnej adaptacji, wybierając z tego obszernego tekstu to, co chce. Stąd też w różnych wystawieniach sztuka ta miała rozmaite tytuły, jak np. "Ostatnie lato Sary B.", "Sarah", a na polskich scenach "Wspomnienia" z Ireną Eichlerówną, "Kreatura" z Anną Polony i obecnie "Mimo wszystko" z Mają Komorowską. Oto pod koniec życia Sarah Bernhardt postanawia spisać wspomnienia. W tym celu wynajmuje pana Pitou, sekretarza, który pod dyktando swej chlebodawczyni tworzy dokumentację do biografii słynnej aktorki. Praca raz po raz przerywana jest rozmaitymi dygresjami, bieżącymi uwagami aktorki. Sarah Bernhardt, podobnie jak większość gwiazd, była ogromnie kapryśna, kłótliwa, wybuchowa w kontaktach z innymi osobami, gwałtownie zmieniająca nastroje, apodyktyczna, a na starość okropnie zrzędliwa. Ale ta nieznośna, agresywna i złośliwa kobieta potrafiła łączyć w sobie czułość i kokieterię. Maja Komorowska ma wyraźny dystans do postaci. Nie identyfikuje się z jej cechami charakterologicznymi. Gra w sposób stonowany, przeprowadza swoją bohaterkę przez własną wrażliwość, delikatność, osobistą kulturę, a nawet swój system wartości i postawę etyczną, nadając w ten sposób granej przez siebie postaci bardziej łagodny, "ludzki" wymiar. Owszem, Bernhardt Mai Komorowskiej też jest kapryśna i bywa nieznośna, zwłaszcza gdy maltretuje psychicznie swego sekretarza. Ale owa kapryśność podszyta jest tu pewną nostalgią i smutkiem, któremu jednak - mimo wszystko - stara się nie poddawać, co nie jest rzeczą łatwą. Zwłaszcza gdy jest się starą, samotną (choć ma syna i wnuki) kobietą, do tego przykutą do fotela z powodu kalectwa (w wieku 71 lat amputowano jej nogę). Kiedyś była przecież wielką gwiazdą otoczoną tłumem ludzi, a teraz obcy człowiek, wynajęty przez nią sekretarz, pochyla się nad nią w tej końcówce życia. To on rozumie ją najlepiej. Samotność jest najczęściej ceną, jaką płacą wielkie gwiazdy za karierę. Te wspomnienia to rodzaj rachunku sumienia. Znakomicie, czysto i konsekwentnie poprowadzona rola przez Maję Komorowską. Nigdzie nieprzerysowana, choć pokusa duża. Maja Komorowska wyraziście, acz z dyskrecją łączy tragizm z dowcipem i autoironią, a lirykę ze zwykłą codziennością spraw. Murrell napisał wprawdzie sztukę na jedną wielką rolę oraz postać towarzyszącą, jednak w doskonałym wykonaniu Wiesława Komasy owa postać towarzysząca wybija się tu artystycznie na równorzędnego partnera głównej bohaterki. Tak więc mamy dialog wspaniale poprowadzony przez dwie równorzędne postaci wzajemnie się uzupełniające. Wiesław Komasa zaprezentował bogatą, barwną paletę środków aktorskich. Artysta jest tu nie tylko psychicznie gnębionym przez Sarę Bernhardt sekretarzem spisującym opowieści aktorki. Widzimy go i w innych rolach. Oto przymuszony przez aktorkę odgrywa z nią scenki, wcielając się w rozmaite postaci z jej życia, a także z przedstawień, w których występowała. Pitou wypełnia też obowiązki służącego, który jest na każde zawołanie kapryśnej gwiazdy. Ale Pitou to także przykład lojalności, przywiązania i uwielbienia dla wielkiej artystki - Sary Bernhardt. Oboje są sobie potrzebni. Wiesław Komasa do maksimum wykorzystuje wszystkie możliwości zawarte w roli Pitou. Każdy detal jest tu niezwykle precyzyjnie zagospodarowany przez aktora. To pięknie poprowadzona rola, prawdziwa kreacja, która wzrusza i bawi zarazem. Maja Komorowska i Wiesław Komasa tworzą wspaniały duet - mimo różnic w metodzie aktorskiej - harmonijnie się uzupełniający. Rzadko już dziś zdarza się taka harmonia na scenie. "Mimo wszystko" jest spektaklem nie tylko o życiu Sary Bernhardt, ale i o kondycji aktora w ogóle, o dochodzeniu do prawdy o sobie, a także o tym, że istnieje pewna granica oddania siebie sztuce. Jeśli się ją przekroczy, można pogrążyć się w samotności.