Kuchnia Caroline
Czarny humor, ostre noże i smakowite potrawy z burzą w tle, Anna Czajkowska, www.teatrdlawszystkich.eu, 22.01.2020
"Kuchnia Caroline" Torbena Bettsa w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
Jarosław Tumidajski, który w zeszłym roku w Teatrze Wybrzeże zrealizował sztukę jednego z czołowych brytyjskich dramaturgów Torbena Bettsa "Niezwyciężony", w warszawskim Teatrze Współczesnym sięga po kolejny komediodramat tegoż autora. Ponury obraz angielskiej klasy średniej jest zaskakująco uniwersalny i wydaje się dziwnie znajomy, a kryzys rodziny oraz problemy społeczne z pewnością dotyczą nie tylko mieszkańców Wysp Brytyjskich. Betts, krytyk i wnikliwy obserwator współczesnego społeczeństwa i jego przemian, snuje opowieść o ludziach zajętych wyłącznie sobą i tak bardzo zapatrzonych we własne kłopoty, że nie dostrzegają innych, żyjących tuż obok osób oraz ignorują symptomy nadciągającej katastrofy. Intrygująca forma z elementami farsy, żonglowanie nastrojami - od lekkiego żartu do ponurego absurdu z grozą w tle, stanowi ciekawy materiał dla reżysera. Pytanie, czy zjadliwa satyra, nasycona czarnym humorem w stylu Quentina Tarantino, ciesząca się sporą popularnością w kraju rodzinnym autora, spodoba się również polskim widzom? Warto dodać, że Torben Betts, w przeszłości aktor, a obecnie jedynie pisarz, lubi bywać na premierach swoich dramatów. Nie było go w Teatrze Wybrzeże, ale tym razem zawitał do Warszawy, by - wraz z liczną widownią - z wielkim zainteresowaniem obejrzeć inscenizację swojego dzieła - "Kuchni Caroline" ("Caroline's Kitchen").
Caroline Mortimer, bohaterka dramatu Torbena Bettsa, jest piękną, dojrzałą kobietą, matką dorosłego syna i żoną kochającego męża Mike'a, zapalonego golfisty. Pozornie jej życie układa się znakomicie. Prowadzi cotygodniowy program kulinarny, który telewizyjni widzowie uwielbiają. Po prostu: gwiazda brytyjskich mediów, w dodatku idealna kobieta z idealną rodziną, małżeństwem, w idealnym domu. Jej syn Leo właśnie ukończył studia na Uniwersytecie w Cambridge i rodzina szykuje się do uroczystej, gratulacyjnej kolacji na cześć absolwenta. Bardzo szybko dowiadujemy się, że znane z ekranu i stron tabloidów szczęście najpopularniejszej szefowej i królowej brytyjskiej kuchni jest tylko iluzją, a uroczy obrazek ma mnóstwo pęknięć. W dzień letniego przesilenia nadciąga burza - dosłownie i w przenośni, a wraz nią niemal apokaliptyczna katastrofa, nie oszczędzająca nikogo z otoczenia Caroline. Powodem są wychodzące na jaw różne rodzinne tajemnice i skrywane ludzkie słabości, które dają znać o sobie z wyjątkową mocą.
Tumidajski zaskakuje widzów zmiennością tonów - zabawna farsa staje się piekielnym, groteskowo-mrocznym pastiszem, ostrym jak nóż kuchenny reklamowany przez główną bohaterkę. Dialogi skrzą się dowcipem, ale coraz silniej przebija z nich smutna gorycz. I prawda o ludziach - śmiesznych i tragicznych zarazem. Jednak inscenizacja ma swoje wady - tempo chwilami zatrzymuje się, napięcie w przebiegu wydarzeń "siada". Kiedy wyraźnie widać, że wszystko zmierza ku nieuniknionej katastrofie, kolejne monologi bohaterów nie wnoszą niczego nowego. Jednak to tylko momenty, a "wieczór z piekła rodem", mimo wszystko, pozostaje biegle napisanym komediodramatem, z ironicznym wglądem w prawdziwe życie poza kamerą, odmienne od tego, które celebrytka prezentuje w telewizyjnym studiu.
Sześć portretów psychologicznych, dobrze skrojonych, pełnych niuansów i lekko przerysowanych wymaga sprawnego warsztatu realizatorskiego reżysera oraz wytrawnych odtwórców ról bohaterów. Występujący na scenie Teatru Współczesnego aktorzy, kierowani wprawną ręką przed Jarosława Tumidajskiego, radzą sobie z tym zadaniem bardzo dobrze, dzięki czemu niedostatki scenariusza bledną i schodzą na dalszy plan. Monika Krzywkowska w roli gwiazdy TV, starannie ukrywającej swój alkoholowy problem, jest w tytułowej roli znakomita. Bardzo cenię tę aktorkę - za lekkość w grze, umiejętność wcielania się i oddawania stanów ducha najróżniejszych bohaterek. Tym razem bezbłędnie pokazuje emocje Caroline, jej nastroje, trudne relacje z bliskimi i obcymi oraz skrywaną hipokryzję - widoczną zwłaszcza w jej stosunku do religii. Perypetie scenicznej bohaterki to wnikliwe studium psychologiczne kobiety na skraju załamania nerwowego. Grana przez Krzywkowską kobieta zdecydowanie częściej jest tą "Caroline-na-rauszu" niż "Caroline-nie-na-rauszu" (według słów Mike'a). Mimo spadających jak lawina bolesnych informacji, niechcianych zdarzeń oraz nieoczekiwanych kryzysów, Caroline trzyma fason i wydaje się niezłomna, wciąż pewna siebie. Jednak sława nie chroni jej przed nieszczęściem. Aktorka, umiejętnie i z finezją wydobywa szczegóły osobowości swojej bohaterki, pokazuje, jak tracąc grunt pod nogami, Caroline gwałtownie zrzuca przyklejony uśmiech i po prostu... wybucha. Nieumiejętność wzajemnego porozumienia, zamknięcie w swoim małym, egoistycznym światku, brak empatii i normalnej, międzyludzkiej komunikacji dotyczy wszystkich bohaterów dramatu. Tutaj nikt nikogo nie słucha. Caroline nie może liczyć na wsparcie męża, zainteresowanego tylko i wyłącznie własnym nastrojem, starzeniem się i... młodszymi od żony panienkami. Andrzej Zieliński jako Mike jest równie aktorsko wiarygodny jak Monika Krzywkowska. Zieliński perfekcyjnie ukazuje charakter swego bohatera, który jakiś czas temu pożegnał się z młodością, ale wciąż usiłuje ją ponownie dogonić. Perfekcyjnie prowadzona rola, dopracowana i wycyzelowana we wszystkich niuansach. A przy tym z klasą i przymrużeniem oka, koniecznym w komedii. W domu Mortimerów pojawia się nieustannie stolarz Greame (Szymon Mysłakowski ) - nieco zagubiony, przygaszony i nieszczęśliwy mąż niezrównoważonej psychicznie Sally. Nie do końca rozumie zachowanie Caroline i dość nieporadnie usiłuje porozumieć się z nią i jej bliskimi, którzy skutecznie go ignorują, zajęci tylko własnymi sprawami. Katarzyna Dąbrowska wciela się w Sally, żonę Greame'a, osobę introwertyczną, znerwicowaną i dziwaczną. To trudna rola - aktorka gra z wyczuciem i delikatnością, by jak najlepiej oddać kruchość i samotność bohaterki, nie rezygnując przy tym z humorystycznego rysu. Vanessa Aleksander w roli młodziutkiej, dwudziestoparoletniej, mocno ekscentrycznej asystentki głównej bohaterki - Amandy, dzielnie dotrzymuje kroku starym wyjadaczom scenicznym. Muszę przyznać, że radzi sobie całkiem dobrze, podobnie jak Konrad Szymański (Leo Mortimer), nieodrodny syn egoistycznych rodziców - Caroline i Mike'a.
Istotnym elementem spektaklu jest scenografia. To ona buduje nastrój i podkreśla klimat dramatycznych zdarzeń. Za oknami kuchni Caroline leją się strugi deszczu, a burza przybiera na sile. Grzmoty i błyskawice doskonale współgrają z apokaliptyczną, metaforyczną i niszczycielską burzą, która rozpętała się również w życiu scenicznych bohaterów.
Pełna ironicznego, czarnego humoru oraz przezabawnych dialogów inscenizacja we Współczesnym oddaje cały smak tekstu Torbena Bettsa. Przewrotna tragikomedia zbudowana jest z pomysłowością i dramaturgicznym pazurem, co znakomicie potrafi wykorzystać reżyser i aktorzy, występujący w spektaklu. Dzięki całej szóstce oglądałam spektakl z wielką przyjemnością, a refleksja - choć gorzka - na dłużej pozostała w mojej głowie, skłaniając do różnych przemyśleń.
link do źródła