Ifigenia w Taurydzie
Ifigenia naszych marzeń, Karolina Beylin, Express Wieczorny nr 30, 3.02.1961

Spektakl, jaki pokazał nam Teatr Współczesny określić można najkrócej jako okaz czystego piękna. Prostota i surowość ukazane w obrazie wnętrza świątyni w świętym gaju Diany, cechowały całe przedstawienie. Ze sceny na scenę potęgował się nastrój, porywający bez reszty widzów. Na ten efekt złożyło się wiele czynników.

Piękny, stylowy a bliski uchu współczesnego człowieka przekład Edwarda Csato, reżyseria Erwina Axera kładąca właściwe akcenty na poszczególne kwestie, a inne usuwająca jakby w cień. Ale przede wszystkim gra wykonawców.

Ifigenia, nieszczęsna córka Agamemnona i Klitemnestry, miała w interpretacji Zofii Mrozowskiej, smutek dziewicy, dźwigającej na swych ramionach ciężar przekleństwa rodu Tantalów. Była piękna jak gdyby zstąpiła ze słynnych obrazów La Fosse`a , Tiepola czy Corrado ( artystów, których natchnieniem była postać kapłanki Diany), była pełna słodyczy już pozaziemskiej, ale nade wszystko potrafiła wydobyć ze swej roli najgłębsze pokłady tragizmu. Jej długich monologów słuchali widzowie nie tylko bez jakiegokolwiek znużenia, ale nieledwie z zapartym oddechem. Zofia Mrozowska pozostanie nam długo w pamięci jako uosobienie słodyczy, uroku i nieziemskiego smutku. Uśmiech, który rozjaśnia jej twarz przy końcowej scenie wzniosłego „happy endu”, okupionego ofiarą króla Toasa, wynagradza widzom długie chwile niepokoju.

   Orestesa zagrał Tadeusz Łomnicki, biorąc za podstawę swej roli jak najdalej idący dynamizm i wybuchowość. Zwłaszcza w pierwszej części spektaklu „poruszał z posad ziemię” w wybuchach swej czarnej rozpaczy. Wolałam go jednak w części drugiej, gdy jak gdyby przycichł, ożywiony nikłym promykiem nadziei, a scenę z królem rozegrał po prostu znakomicie.

 Henryk Borowski interpretację roli króla Toasa zaliczy do najlepszych swych osiągnięć. Ten zakochany w kapłance, bezradny wobec ogarniającej go namiętności, starający się nie zboczyć z drogi sprawiedliwości ukazał się nam jako postać głęboko wzruszająca. Ostatnia scena wielkiej męskiej ofiary wypadła naprawdę przepięknie z uwypukleniem najbardziej ludzkich cech tego władcy. Henryk Borowski uczynił z Toasa Człowieka w całym znaczeniu tego słowa. Ślicznie narysował wdzięczną sylwetkę Pyladesa, symbolu wiernej przyjaźni , Zbigniew Zapasiewicz. Był pełen naturalnego wdzięku i młodzieńczego temperamentu. Józef Kondrad z postaci doradcy królewskiego Arkasa uczynił nader interesującą postać.

Przed paroma dniami miałam okazję oglądać w Weimarze dom, w którym mieszkał i pisał Goethe. To tam w niewielkim pokoiku, o oknach przysłoniętych muślinowymi firankami nawiedzały go postacie z mitologii greckiej, które stały się bohaterami „Ifigenii”.

   Patrząc na znakomite ich ucieleśnienie na scenie Teatru Współczesnego, nie mogłam się powstrzymać od myśli o drogach, jakie w czasie i przestrzeni przebywa twórczość artysty.

Czy postać, którą stworzyła Mrozowska byłaby Ifigenią marzeń wielkiego twórcy? Bo, że odpowiada naszym marzeniom – to niewątpliwe.

 

Deklaracja dostępności