Hamlet
Zagraj to jeszcze raz, Szyc, Dionizy Kurz, kurzawka.blogspot.com, 24.05.2016
"Hamlet" Williama Shakespeare'a w reż. Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Dionizy Kurz na swoim blogu.
Historia Szekspirowskiego Hamleta znana jest od setek lat. Nic nowego, wiadomo, scena po scenie, co się wydarzy. Dlaczego obejrzenie tej sztuki w klasycznym, dobrym wykonaniu daje oprócz ogromnej przyjemności uczucie oczyszczenia i orzeźwienia? Nasuwa się porównanie do smaku wody u źródła. Trudno to wytłumaczyć, ale za każdym razem coś innego zwraca moją uwagę w tym dramacie. Inne sceny, inne gesty, inne słowa. Ciągle nie dowierzam, że jeden człowiek mógł to napisać. Nic dziwnego, że powstają teorie, że Szekspir był kosmitą o pozaziemskim talencie.
Siedziałem w wypełnionej po brzegi Sali Teatru Współczesnego w Warszawie i naprawdę z przyjemnością oglądałem przedstawienie wyreżyserowane przez Macieja Englerta. Czuło się, że wszyscy artyści spędzili wiele godzin na dopracowywaniu najdrobniejszych szczegółów inscenizacji.
Nieco uciążliwy brak klimatyzacji paradoksalnie dodawał poczucia autentyczności w obcowaniu z iście pierwotnym, szekspirowskim teatrem i tym bardziej pozwalał docenić trudną pracę artystów. Widzowie, a byli to w większości młodzi ludzie, żywo reagowali na wydarzenia na scenie. O dziwo, dziewiętnastowieczny, piękny przekład Józefa Paszkowskiego nic nie stracił ze swojej siły wyrazu, ale zawdzięczał to znakomitej interpretacji artystów.
Klasą dla siebie był Borys Szyc, którego Hamlet był bardzo przekonujący. Artysta nie zagrywał się, po prostu mówił, opowiadał, słuchał, krzyczał, szeptał, mruczał, ale... nie recytował. Grał spokojnie, choć w gorętszych momentach potrafił się zapalić. To naprawdę był bardzo dobry Hamlet w jego wykonaniu. Świetnej gry było w tym spektaklu dużo więcej. Pragnę szczególnie wyróżnić Sławomira Orzechowskiego w roli Poloniusza, który był po prostu znakomity. Artysta błyszczał swoją interpretacją: zwalniał i przyspieszał, kiedy było trzeba, umiejętnie rozkładał akcenty, stosował świadomie pauzy i zawieszenia, grał ciałem i mimiką, po prostu był tego wieczoru w rewelacyjnej formie.
Kolejną świetną sceną był cudowny epizod z udziałem fantastycznego Krzysztofa Kowalewskiego w roli grabarza. A przecież to nie wszystko, bo grali w tym spektaklu jeszcze niesamowici: Krzysztof Wakuliński i Damian Damięcki (aktorzy trupy teatralnej). Artystom pomogły wykorzystująca do maksimum powierzchnię sceny scenografia Marcina Stajewskiego i znakomite, punktowe akcenty powstające dzięki odpowiedniemu oświetleniu.
Jakby tego było za mało, całość zwieńczyła kapitalna, realistycznie odwzorowana scena pojedynku Hamleta z Laertesem. Naprawdę czuć było dynamikę tej walki, a wielu widzów podświadomie wstrzymywało oddech. Brawo dla artystów za brawurowe wykonanie oraz dla przygotowującego sceny fechtunku Janusza Sieniawskiego! To był świetny Hamlet. Trawestując znane zawołanie z nieśmiertelnego filmu, proszę: - Zagraj to jeszcze raz, Szyc. - Bo jeden raz obejrzeć tę rolę, to za mało.