Moralność pani Dulskiej
Dulscy tańczą., Tomasz Miłkowski, Przegląd nr 3, 17.01.2012
Agnieszka Glińska znalazła własny klucz do sztuki Zapolskiej. Niczego nie dopisując, nie zmieniając wymowy całości, nadała komedii żywsze tempo i współczesny rys. Wprawdzie akcję przeniosła w lata 20., ale postacie wyposażyła w charakterystyczny dla naszych czasów sposób bycia, a małżeństwo Dulskich znacznie odmłodziła. Maleńka scena teatru przy Mokotowskiej została powiększona do ostatecznych granic - Glińska zrezygnowała z kulis, wyrzuciła dwa pierwsze rzędy widowni, budując salon państwa Dulskich. Przestrzeń robi wrażenie ogromnej poczekalni, z której liczne drzwi wiodą na zewnątrz, do sypialni, kuchni, komórki, składziku na opał. Kiedy postacie znikają za drzwiami, stajemy się wścibskimi lokatorami: słyszymy ich dialogi, choć nie widzimy mówiących. Dulska nie snuje się po scenie, jak każe teatralna tradycja, w wymiętym i przybrudzonym szlafroku - Monika Krzywkowska gra kobietę atrakcyjną i zadbaną. Nie ma wątpliwości, że rządzi rodziną, czyniąc z salonu centrum dowodzenia. To raczej jej córka Hesia (Monika Pikuła) będzie w przyszłości dunderować ostrzej niż matka. Hanka Natalii Rybickiej też jakaś odmieniona, jest dziewczyną, która nie pozwoli zrobić z siebie ofiary. Zbyszko Marcina Januszkiewicza gra buntownika bez szans, świadomego klęski i bezradności, idącego śladami ojca.
Wszystko toczy się tu zgodnie z wolą autorki. Jest tak samo, a jednak inaczej. Dulscy, ich domownicy, nawet lokatorka samobójczyni tańczą. Glińska ukazuje na scenie stłumioną sferę pragnień bohaterów, które ujęte w karby pełnego hipokryzji kodeksu domowego, stają się tylko mirażami. Wersja "Moralności pani Dulskiej" pozbawiona zewnętrznych oznak brzydoty (a co brzydkie, to złe, jak głosi uproszczona wizja świata) jest groźniejsza od rysowanej bardziej wyrazistymi kreskami. Glińska ostrzega: w każdym czai się Dulska, może dopaść nie tylko Hankę, ale i ciebie.