Wasza ekscelencja
Tango według Dostojewskiego, Joanna Derkaczew, Gazeta wyborcza, 27.01.2006
Premiera w Teatrze Współczesnym. "Wieś Stiepańczykowo" to tylko z pozoru najpogodniejszy tekst Dostojewskiego. Spod maski dobroduszności Izabella Cywińska wydobyła refleksję nad czasem, który każe powtarzać wciąż te same błędy. Jak odreagować katorgę? Napisać nihilistyczną rozprawę o bezsensowności cierpienia? Fiodor Dostojewski dziewięć lat zesłania i przymusowej służby wojskowej zamknął opowiadaniem "Wieś Stiepańczykowo i jej mieszkańcy" - sielanką, w której samozwańczy tyran Foma Fomicz Opiskin "przyczynia się do ogólnego szczęścia". Dopiero później pojawią się "Wspomnienia z domu umarłych", wstrząsające świadectwo wegetacji w obozie. Na razie pisarz, który już niebawem zacznie wprowadzać swoich bohaterów w najbardziej zwyrodniałe rejony piekieł, pozwala im jeszcze wierzyć w litość, sprawiedliwość i spełnione uczucie. "Wasza Ekscelencja" to historia Fomy (Andrzej Zieliński), hochsztaplera i nieudacznika, który niczym demoniczny Rasputin omotał panią domu (w roli generałowej Danuta Szaflarska) i zyskał władzę nad całą rodziną. Reżyserka skupiła się jednak nie na postaci oszusta, ale na jego ofiarach. Co sprawiło, że mu ulegli? Jego sprawność socjotechniczna czy wyrok siły wyższej? Cywińska sięgnęła po środki znane z "Tanga" Zbigniewa Rybczyńskiego, animowanej metafory nakładania się ludzkich losów w ciasnej przestrzeni pokoju. Przy zastawionym do uroczystego obiadu stole pojawiają się najpierw trzy nieme staruszki. Siwe, drobne, ubrane w identyczne garsonki, wydają się trzema wersjami tej samej osoby przesuniętymi w czasie o kilka filmowych klatek. Motyw jak z "Tanga" powróci w drugiej części, gdy do pokoju wpadnie dziecięca piłka (jak w pierwszym obrazie nagrodzonego Oscarem filmu). Scenografia zbudowana ze ścian w modnych seledynach i pastelach oraz z mebli vintage, jakie spotkać można w kultowych klubach, to już język współczesny. Charakterystyczny styl scenografki Małgorzaty Szczęśniak był długo znakiem rozpoznawczym Teatru Rozmaitości. Tam też pleksi i metal zderzały się z wyrazistymi barwami, a nowoczesny design - z obiektami kultu. Tym razem obok siebie znalazło się siedzisko z metra i ikona. Przed nią pali się wieczna czerwona lampka. Nie jest to więc czas ludzki, ale boski, w którym wszystko nieustannie odnawia się i ginie. Kiedy na scenę przy końskim rżeniu i łomocie wchodzi młody Sergiusz (Maciej Marczewski) wezwany z Petersburga dla ratowania sytuacji, jest zrezygnowany, jakby po raz kolejny musiał zacząć tę samą beznadziejną walkę. Jego wuj, pułkownik (Wojciech Pszoniak), pełen jest jednak energii i gotowości działania. Niczym Louis de Funes przecina powietrze ruchami wyrzucanych i zaplatanych pobożnie dłoni. Mówi szybko, z pokorą arystokraty zamienionego w kelnera, z powściągliwością konspiranta. Chce uratować przed Fomą ukochaną Nastieńkę (delikatna, poważna Monika Kwiatkowska-Dejczer) i wydać dziewczynę za Sergiusza. Sam tyran każe długo na siebie czekać. Pojawia się w szlafroku i bieliźnie, z bezładnie rozrzuconymi strąkami włosów. Ma w sobie coś z hipisowskiego guru, który bombardując miłością, odbiera zdolność myślenia. Czeka na niego dwór złożony z dziwaków i marionetek. Dominuje wśród nich Szaflarska, powiększona przez wózek inwalidzki i monstrualną fryzurę Margaret Thatcher. Reszta to bezwolne cienie, które czasem wyrywają się na chwilę z marazmu, by coś wykrzyczeć czy zapłakać. Pszoniak wśród huku piorunów wyrzuci go w końcu przez foliowe okno, przywróci porządek, ocali cześć Nastieńki. Ale Foma wraca, a jego przybycie akcentuje to samo rżenie, które sprowadziło Sergiusza. Wszystko od początku? Wiele na to wskazuje. Bohaterom cały czas towarzyszy natrętny dźwięk much. Czyżby były to "Muchy" z Jeana Paula Sartre'a przypominające, że aby odzyskać wolność, nie wystarczy zabić tyrana, ale trzeba jeszcze mieć wewnętrzną odwagę? Czy z filmu "Władca much" pokazującego, że najgroźniejszym tyranem jest niewiedza i strach? Cywińska wprowadziła na scenę Współczesnego nie tylko żywą refleksję, ale też nowoczesną estetykę, której od dawna tam brakowało. Zamiast łatwych aluzji do współczesnych tyranii zbudowała klimat rodzajowości z elementami absurdu i mistycyzmu. I co z tego, że niektóre elementy (chór trzech staruszek, scenografia) należą do kategorii "już widziane na innych scenach"? Skoro wszystko się powtarza.