Pierwszy dzień wolności
Jan Brzechwa. Receptury i recenzje., Jan Brzechwa, Przegląd Kulturalny nr 4, 21.01.1960
Żyjemy w epoce receptur. Normują one w znaczną część naszego życia. Mamy receptury na zrazy po nelsońsku, na jednorodzinne domki, na plany wydawnicze. Istnieje też ustalona receptura w dziedzinie recenzji teatralnych. Na ogół recenzja składa się z trzech części: 1. KRÓTKIE STRESZCZENIE SZTUKI Jest to zabieg w samej swojej istocie zabójczy. Streszczenie sprowadza się do uproszczonego schematu. Natomiast na utwór literacki składa się wiele elementów, których ani streścić, ani opisać własnymi słowami nie sposób. Forma utworu literackiego, jego wewnętrzny nurt, jego metaforyka i aluzyjności, instrumentacja języka, harmonia frazy, błyskotliwość myśli i rola słowa, a więc to wszystko co nazywamy indywidualnością pisarską autora, co stanowi artystyczną wartość dzieła, nie może w streszczeniu znaleźć swego odbicia. Streszczenie banalizuje i wulgaryzuje utwór, zabija jego smak. Pamiętamy co bryki szkolne potrafiły zrobić z "Pana Tadeusza". Pamiętamy jak na długie lata odrzucały nas od literatury. Odarty z artystycznego powabu utwór przypomina oskubanego bażanta, w którym już nikt nie domyśla się jego ptasiej urody. Streszczenie utworu literackiego możliwe jest tylko dlatego, że pisarz tworzy go z materiału używanego również w mowie potocznej. Ale w istocie rzeczy ma ono tyleż wspólnego z samym dziełem co, dajmy na to, streszczenie symfonii albo opis rzeźby. Streszczony "Hamlet" mógłby robić wrażenie makabrycznej szmiry. Recenzja powinna zachęcać do obejrzenia sztuki, gdy sztuka jest dobra. Nie łudźmy się. Widz teatralny kieruje się opinią przyjaciół i sąsiadów. O powodzeniu przedstawienia decydują nie recenzje, lecz fama. 2. ROZBIÓR SZTUKI Zabierając się do rozbioru sztuki recenzent stara się zabłysnąć własnym światłem. Z przebiegłością detektywa i zręcznością chirurga preparuje utwór pod względem psychologicznym, społecznym, politycznym. Stawia diagnozę i przystosowuje do niej wyniki sekcji. Ustala co pisarz myślał i co chciał powiedzieć. Stwierdza, czym utwór nie jest i jaki powinien być. Bez zapału, z belferską sumiennością przykłada lupę do poszczególnych wycinków preparatu, nie dostrzegając żywego kształtu dzieła. Czytelnik recenzji dowiaduje się o sztuce tyleż, co wielbiciel Lollobrygidy dowiedziałby się o jej urodzie ze zdjęcia rentgenologicznego. I tu rozbiór utworu przypomina mi czasy szkolne. Rozbieraliśmy arcydzieła literatury z uczuciem, jak gdybyśmy patroszyli piękną lalkę. Pozostawały trociny podobne do tych, którymi recenzenci raczą miłośników teatru. 3. OCENA GRY AKTORÓW Do tej funkcji służy arsenał środków zaczerpniętych z wiekowych tradycji. Częstokroć, jeśli nie przeważnie wielomiesięczną pracę aktora kwituje się jednym zdawkowym frazesem. Czytelnik recenzji dowiaduje się , że Iksiński ładnie mówił tekst, a Igrekowska rozgrzała się w drugim akcie. Nieraz postać sztuki identyfikuje się z jej wykonawcą. Jeśli postać ma złe skłonności, podejrzewa się o nie również aktora. Jeden z recenzentów napisał: "tęsknoty te można by podejrzewać u Jana, a nawet jeszcze u Łomnickiego". Wzięło się to stąd, że Łomnicki grał rolę Jana. Przypomina się nam okres miniony, kiedy przyznawano nagrody aktorom za to, że grali role pozytywnych bohaterów, a pominięto świetna kreację Eichlerówny, gdyż pani Warren miała zaszarganą przeszłość. Widza teatralnego razi tez nieraz apodyktyczność ocen i wątpliwe znawstwo recenzentów skoro, dajmy na to, jeden z nich nie zawahał się napisać, że "Kalina Jędrusik zagrała Luzzi nieporadnie." Jakie to szczęście, że nie jestem aktorem i nie pisuję sztuk teatralnych. Wszystkie te gorzkie rozważania przyszły mi na myśl, gdy poszedłem na sztukę Kruczkowskiego "Pierwszy dzień wolności". Pisano o niej różnie. Na pozór, zdawałoby się, pochlebnie. Nawet z pewną pompą. Ale bez entuzjazmu, którego sztuka jest warta. Naprzód ukazały się błyskawiczne wywiady PAP