Kto chce być Żydem ?
Pojednania nie będzie, Malwina Głowacka, teatralny.pl, 28.01.2022
Wnętrze urządzone zgodnie z obecną modą. Na ścianach rodzinne zdjęcia, plakaty. Najbliżej widowni stół. Publiczność ma czas, żeby przyjrzeć się przestrzeni, zanim wejdą Eliza i Karol, którzy zaczynają nakrywać do kolacji. Zaraz zjawią się goście. Brat pani domu Marek z nową narzeczoną Iloną już są. Poszli na górę przywitać się z matką. Małżeństwo czeka jeszcze na córkę z partnerem, którzy przylecieli z Nowego Jorku. Na autostradzie jest korek, więc Karolina i Daniel się spóźniają. Gospodarze prowadzą rutynowe rozmowy, czasem pojawiają się te same co zwykle różnice zdań, nad którymi przechodzą do porządku dziennego; i odsłaniane są krok po kroku kulisy życia pewnej polskiej rodziny.
Tak rozpoczyna się dramat Kto chce być Żydem? autorstwa Marka Modzelewskiego. Tytuł nie należy do udanych, choć za jego atut należy uznać to, że jest intrygujący. Po obejrzeniu realizacji w Teatrze Współczesnym intencje autora stają się jaśniejsze. Trzeba natomiast od razu dodać, że tekst jest bardzo dobrze napisany, a Modzelewski celnie dotyka ważnego i niewygodnego tematu, z którym stale od nowa musimy się mierzyć i który mimo upływu czasu pozostaje nierozwiązany. Poza tym umiejętnie łączy ton komediowy z poważnym.
Modzelewski prześwietla przeciętną polską rodzinę. Jej obraz wydaje się znajomy. Różne osobowości, charaktery, temperamenty, ale trzymają się razem. Jednak podczas wspólnej kolacji przekonujemy się, że więcej dzieli niż łączy osoby połączone więzami krwi. Przy jednym stole zasiadają trzy pary: inteligenckie małżeństwo – lekarz i wykładowczyni estetyki na uniwersytecie, jej prostacki brat z nową narzeczoną (wyjęci z zupełnie innej bajki), potem dołączają córka gospodarzy, która pracuje w Museum of Modern Art w Nowym Jorku, ze starszym od jej ojca partnerem, mieszkającym w Ameryce Żydem polskiego pochodzenia. Bliscy spotykają się, żeby uczcić ważną okazję – profesurę Elizy. Podczas kolacji okazuje się, że świeżo upieczona pani profesor ma do przekazania istną sensację, wprawiającą w osłupienie zgromadzone towarzystwo. Oznajmia, że doznała rodzaju iluminacji i postanowiła dokonać konwersji na judaizm. Następuje cisza, niedowierzanie, szok. Robi się ciekawie. Żartobliwa, niezobowiązująca atmosfera gęstnieje. Podkręca ją alkohol – towarzystwo z chęcią wychyla kolejne kieliszki wina i wódki. Dialogi stają się coraz mniej potoczyste, chwilami zapada niezręczna cisza, pojawiają się sprzeczne opinie wypowiadane coraz bardziej stanowczo, nieustępliwie, wreszcie podniesionym głosem i tonem nieznoszącym sprzeciwu. W końcu wyciągnięta nieprzypadkowo bolesna historia z przeszłości kładzie się cieniem na obecnym życiu bohaterów.
Każda z postaci okazuje się inna niż na początku i stopniowo ujawnia drugie, zaskakujące oblicze. Aktorzy świetnie dawkują emocje i odkrywają prawdę o swoich bohaterach. Eliza (Iza Kuna) jako profesorka filozofii jest dumna, wyniosła, pewna siebie. Z wyższością spogląda na swojego brata i jego nową „zdobycz”. Jednocześnie sprawia wrażenie osoby niemal doskonałej, świetnie wykształconej, myślącej nieszablonowo, otwartej i tolerancyjnej. Do tego przechodzi przemianę duchową. Kiedy jednak na jaw wyjdą wstrząsające wydarzenia z przeszłości, tak różne od znanej jej wersji, Eliza podważy ich autentyczność, ponieważ wywracają fundament, na którym budowała swoją pozycję rodzinną i zawodową. Tym samym odrzuci możliwość dotarcia do prawdy, nadającej przecież sens jej działalności naukowej. Karol (Andrzej Zieliński) jest chirurgiem plastycznym. Wypada blado u boku błyskotliwej i dobrze wyglądającej reprezentantki elity intelektualnej. Dodatkowo jego marna znajomość angielskiego prowokuje kąśliwe komentarze u wszechstronnie wyedukowanej żony. Z pozoru wydaje się prostolinijny i towarzyski, ale, jak każdy z obecnych na kolacji, ma coś za uszami. Marek (Cezary Łukaszewicz) to stereotypowy Polak. Lubi wypić, rozwodzi się z żoną, ma młodą kochankę i nie lubi Żydów. Kiedy coś idzie nie po jego myśli, nie panuje nad emocjami i staje się agresywny. Ilona (Barbara Wypych) jest naiwną i infantylną narzeczoną Mareczka, nadużywającą zwrotu „bynajmniej”. Blondynka z dużym biustem, która wiedzę czerpie wyłącznie z Internetu, budzi politowanie Elizy. Okazuje się jednak najbardziej bezbronną i przedmiotowo postrzeganą osobą z całego towarzystwa, zasługującą na lepsze traktowanie. Karolina (Ewa Porębska) sprawia wrażenie kobiety sukcesu, której udało się zrobić karierę w Ameryce, choć w rzeczywistości nie potrafi ułożyć sobie życia i wchodzi w kolejne nieudane związki. Jej obecny partner, Daniel (Krzysztof Dracz), mimo różnicy wieku, wydaje się właściwym mężczyzną. Do czasu rodzinnej kolacji. Ten, zdawałoby się, poukładany, szczęśliwy i spełniony człowiek żyje w poczuciu krzywdy, o której nie jest w stanie zapomnieć i która determinuje jego codzienność.
Modzelewski porusza temat trudnych relacji polsko-żydowskich. Formułuje problem, pokazuje postawy, ale nie ocenia i nie broni żadnej ze stron. Wnioski pozostawia widzom. Historia z przeszłości zaczyna rzucać nowe światło na teraźniejszość i wywraca jej porządek. Przy jednym stole spotykają się potomkowie kata i ofiary. Przynajmniej wiele na to wskazuje. Jak zachowują się w obliczu tej sytuacji? Jak powinni się zachować? Czego się od nich oczekuje? Nadzieja na dojrzałe, mądre podejście szybko zostanie rozwiana. Po jednej stronie pojawi się niechęć do poznania prawdy, wyparcie wstydliwej przeszłości i typowa tendencja do idealizowania przodków, szczególnie zmarłych. Po drugiej chęć rozliczenia żyjących za błędy poprzednich pokoleń. Obie postawy nie stwarzają szansy na dialog i nie budują porozumienia.
W programie czytamy fragment tekstu Stefana Bratkowskiego: „Trudno, a w wielu przypadkach wprost nie sposób, godzić ze sobą przeszłości, nie da się pojednać umarłych. Pojednanie to sprawa żywych. Jeśli okazało się możliwe pojednanie między Żydami a Niemcami i między Polakami a Niemcami, tym bardziej powinno być możliwe nie tylko pojednanie, ale przyjaźń między potomkami narodów, które od wieków żyły obok siebie na jednej ziemi”. Marek Modzelewski pokazuje, że pojednanie nadal nie wchodzi w grę. Warto postawić pytanie, czy w ogóle jest osiągalne?
link do źródła>>