Księżyc i magnolie
Księżyc i magnolie...
w Teatrze Współczesnym., Tomasz Filipowicz, www.sztuka-slowa.pl,
Sztuka Rona Hutchinsona "Księżyc i magnolie" wystawiana w Teatrze Współczesnym w Warszawie to znakomita propozycja na spędzenie wieczoru. To gratka dla wszystkich, którzy lubią tradycyjny dramat, ale też dla osób fascynujących się najmłodszą z muz, bardziej może popularną, czyli kinem. Komedia wyreżyserowana przez Macieja Englerta ukazuje dramatyczny moment w powstawaniu jednego z największych hitów kina wszech czasów, "Przeminęło z wiatrem". David Selznick, producent filmowy grany przez znakomitego w tej roli Sławomira Orzechowskiego przerywa pracę nad filmem i postanawia wszystko zacząć od początku, zatrudnić nowego scenarzystę i reżysera. Ale czasu jest mało, a ściągnięci na pomoc fachowcy nie bardzo wierzą w sukces ekranizacji popularnej powieści Margaret Mitchell. David O. Selznick, Ben Hecht - utalentowany scenarzysta oraz Victor Fleming - reżyser z żelazną ręką, dorośli mężczyźni zamknięci w mało wygodnym pomieszczeniu na przeciąg pięciu dni... Muszą napisać scenariusz, przedefiniować koncepcję kręcenia "Przeminęło z wiatrem"... Przy okazji dużo mówią o swoim zawodowym życiu, karierze, dorobku, rywalizują, oskarżają o amatorstwo, interesowność, ujawniają osobiste lęki. W tle jest nie tylko wielki biznes, brutalne prawa rządzące przemysłem filmowym, tą genialną maszynką do produkowania pieniędzy, ale także echa zbliżającej się wielkiej wojny mającej lada moment wybuchnąć w Europie. Twórcy filmu pracują w ogromnym napięciu, kierują się intuicją i talentem, ale nie mogą wiedzieć, czy "Przeminęło z wiatrem" nie okaże się klapą. Wtedy kariera ich wszystkich będzie skończona. W przedstawieniu nie brak znakomitych dialogów. "Na początku było słowo" - mówi Hecht, chcąc uwydatnić rolę pisarzy i scenarzystów. "Bzdura - kwituje Fleming - słowo nie miało żadnego znaczenia dopóty, dopóki nie przyszedł ktoś i nie krzyknął: AKCJA!" "Nieprawda - podsumował po chwili Selznick - najważniejszy jest ten, kto ma prawa do dzieła i pieniądze, żeby uruchomić produkcję, właściciel projektu". No cóż, jak widać, panowie czują się twórcami na miarę Najwyższego. Oferują marzenia, za które najważniejszy, mający największą władzę nad nimi, zwykły widz gotów jest zapłacić i wynieść ich na wyżyny sukcesu lub strącić w przepaść. Selznick wie, że zaczytująca się w powieści Ameryka nie daruje mu knota, porażki, nietrafionej obsady. Mayer, ten wielki Mayer, teść Selznicka także skorzysta z okazji, by go upokorzyć. Widzimy, że nie tylko młodzieńcy podejmują w swym życiu walkę o wszystko. Spotyka to też ludzi dojrzałych, którzy w decydującym momencie muszą wykrzesać z siebie wszystkie siły i umiejętności. Przy tym denerwują się, okładają książkami, wzajemnie mobilizują, a przedstawienie zbliża się momentami do konwencji farsy. Aktorzy dają z siebie równie wiele, wspomniany już Sławomir Orzechowski, Andrzej Zieliński, Leon Charewicz i Marta Lipińska. Przedstawienie utrzymane jest w dobrym tempie. Z Teatru Współczesnego wychodzimy z lżejszym sercem i łatwiej podjąć nam od dnia następnego zmagania z codziennością i walkę o sukces, uznanie i pozycję, bo oto dowiedzieliśmy się, że największych nie puszczał strach i że również oni co chwila musieli iść na kompromisy, których nienawidzili... a wszystko po to, by jednak osiągnąć cel.