Bambini di Praga
Bambini di Mokotowska, Aleksandra Rembowska, Teatr nr 12, 2001
W Czechach Hrabal gości na scenach od lat. Choć sukces przedstawień zrobionych na podstawie jego prozy trudno porównać do głośnych, nagradzanych realizacji filmowych, to jednak śmiało można mówić o teatralnej recepcji autora Postrzyżyn. W Polsce adaptacje teatralne jego utworów należą do rzadkości. Przyczyną nie są tylko, jak się zdaje, trudności związane z autorskim prawem. Osobny, jedyny w swoim rodzaju, w liryczno-ironicznym, chwilami czarnym humorze Hrabalowski mały realizm wymaga nie lada reżyserskiego słuchu. Wyobraźni, która pozwoliłaby zapiski "opowiadacza", lapidarne obserwacje codzienności, ujęte w jednym, dwóch słowach, a otwierające całe pokłady metafizycznych skojarzeń, przełożyć na obraz. Bambini di Praga - opowieść o czterech agentach ubezpieczeniowych, oszustach i bon vivantach naciągających naiwnych klientów na fikcyjne umowy, jest również pełna podobnych dwuznaczności w narracji. Agnieszce Glińskiej, która opracowała tekst Hrabala na podstawie adaptacji Vaclava Nyvlta i wystawiła we Współczesnym, udało się przenieść na scenę nie tylko klimat praskich ulic sprzed 50 lat, ale ów reportersko-poetycki charakter spojrzenia. Zanim przystąpiła do prób, urządziła aktorom wycieczkę do Pragi, tak jak kiedyś przed rozpoczęciem pracy nad sztuką Belbela - wyprowadziła zespół na szczyt wieżowca, by artyści poczuli, co znaczy wysokość i wiatr. Myślę, że kształt i sens przedstawienia Bambini di Praga tak naprawdę znajdują źródło w jej wrażliwości i uważnym przyglądaniu się ludziom. Zbiorowość nigdy dotąd tak silnie nie była obecna w przedstawieniach Glińskiej. Choć mieliśmy już z nią do czynienia np. w Opowieściach Lasku Wiedeńskiego. W tamtym spektaklu jednak na pierwszy plan wyraźnie wysuwali się protagoniści. Tu Hrabalowski mikroświat składa się 27 epizodów i zarazem równie ważnych ról, wzajemnie się dopełniających. Tłum, wpisany w przestrzeń (autorstwa Magdy Maciejewskiej) będącą odświętnym placem, to znów dworcową poczekalnią, knajpą z piwem, pokojem hotelowym, pociągiem czy salą taneczną, tworzy barwny pejzaż. Dzięki m. in. lekkomyślnemu Wiktorowi (Andrzej Zieliński), sentymentalnemu Tolkowi (Piotr Adamczyk), rubasznemu Kierownikowi (Krzysztof Kowalewski), Bucefałowi-realiście (Borys Szyc), zagubionej Urszuli (Agnieszka Suchora), rozkosznej Rzeźnikowej (Marta Lipińska), spontanicznej i żarliwej sprzedawczyni Nadzi (Monika Kwiatkowska), bawiącej do łez wyznaniem miłości do byków Grudównie (Monika Krzywkowska), ekscentrycznemu Nauczycielowi tańca (Tomasz Borkowski), wyrozumiałemu dozorcy domu wariatów (Janusz Michałowski), świat mieni się w niejednoznacznościach. Znajdujemy w nim absurdalność istnienia, na którą składa się mieszanka humorystycznych przejawów ludzkich słabości, niepojętych pasji (malarz Zerko - Damian Damięcki - zamalowujący wszystkie wolne powierzchnie domu, czy wspomniana przyjaciółka zwierząt), pozornych uniesień, a w końcu dramatycznych niespełnień. Ale zdarza się, że tam, gdzie techniką kontrapunktu głosy nie zostaną dość konsekwentnie zestawione lub gdy postać rysowana jest zbyt grubo (jak w scenie u Drogisty), wytraca się rytm, spada napięcie dramaturgiczne. Galeria postaci - nieudaczników, frustratów, żałosnych kabotynów rozpaczliwie poszukujących zrozumienia - chyba najpełniej i zarazem niebywale dowcipnie ukazuje się w scenie lekcji tańców, będącej cytatem z Lekcji tańców dla starszych i zaawansowanych. W gestach, przelotnych spojrzeniach, migawkowych spotkaniach na parkiecie, krótkich dialogach "na stronie", unaoczniają się owe lakoniczne, odautorskie, słodko-gorzkie, surrealistyczne komentarze. Bodajże właśnie w tej scenie Glińska najlepiej utrzymuje równowagę między tym, co niewyobrażalnie śmieszne, i tym, co niewymownie smutne. Podobna równowaga panuje też w genialnej, jakby podsłuchanej gdzieś w praskim zaułku, muzyce Oleny Leonenko. Gdzie indziej (np. w zakończeniu) tonacja chwilami bywa zachwiana - wychyla się w stronę sentymentalizmu. Co wcale nie oznacza, że widz w ciągu tych dwóch godzin nie zaznaje wszelkich smaków życia.