Wieczór Trzech Króli
Rozkosz prawdziwa, Barbara Henkel, Kobieta i życie nr 10, 6.03.1991
Dziewiętnastu przedstawicieli męskiego rodu i tylko trzy białogłowy. Taki jest układ sił w szekspirowskim „Wieczorze trzech króli". Żeby badacze nie łamali sobie głowy nad tytułem - gdyż treść nie ma nic wspólnego ze znanymi monarchami - sam autor dodał podtytuł „Co chcecie”, odwołując się tym samym do wyobraźni teatru.
To pyszna komedia, pełna zaskakujących sytuacji, mieniąca się dowcipem najwyższej próby. Szekspir obwieścił ustami jednego z bohaterów, że „troska jest nieprzyjacielem życia". I mając to na względzie, wszystkie perypetie, splątanie akcji, podchody, połączył skrzącym się różnymi odcieniami humorem. Nikt nie ginie od szpady. Wszyscy wychodzą z opresji i pomówień cało. Występek jest darowany, cnota - nagrodzona. W finale łączą się dwie pary.
W nowej inscenizacji stołecznego Teatru Współczesnego, przegląda się stylowość i bujność „Wieczoru trzech króli”. Maciej Englert, reżyser, nie uronił nic z bogatej tonacji i palety barw szekspirowskich. Z cudowną lekkością prowadzi nas w oba szekspirowskie światy: poetycki i trzymający się mocno ziemi.
Scena wyobraża pałac godny renesansowej romancy. Dostojność murów przełamują umocowane na belce trzy kurtynki - w samym środku dziedzińca. Przypominają, że jesteśmy w teatrze. Są w ciągłym ruchu, ograniczają
i poszerzają miejsce akcji, zgodnie z duchem utworu oraz intencją reżysera.
Na horyzoncie majaczy żagiel.
Wszystko się kręci wokół miłości księcia Orsyno, dla którego przedmiot jego westchnień jest niedostępny. Wojciech Wysocki gra romantycznego kochanka
z czułością, melancholią i leciutką autoironią. Wie przecież, że zostanie wynagrodzony innym kochającym sercem, i nie będzie się czuł poszkodowany. Zamiast pięknej Oliwii (Jolanta Piętek) poślubi wdzięczną Wiolę (Agnieszka Suchora).
W tę miłosną historię wkraczają co chwilę, z całym impetem i różnorodnością charakterów, postaci komiczne. Krzysztof Kowalewski, jako Sir Tobiasz Czkawka, rezydent, obnosi swoją okazałą figurę, chwiejną i z powodu nadużywania alkoholu. Prześmieszny jest Wiesław Michnikowski jako Sir Andrzej Chudogęba
z charakterystyczną kozią bródką, w błyszczących szatach, życiowy niedołęga, półtora nieszczęścia. Trio figlarzy dopełnia Marek Bargiełowski - Fabiano, przystojny, mefistofeliczny. To oni zapewniają publiczności pyszną zabawę. -
Za podszeptem niewiasty, oczywiście, (znakomita Maria - Marta Lipińska) - chwytają w pułapkę żartu Malwolia.. Tę postać gra Krzysztof Wakuliński z całą maestrią. Pełen powagi, o smutnym obliczu - jak chciał Szekspir, przeistacza się za podszeptem dowcipnisiów, aby zdobyć względy pani; wykrzywia się nagle
w uśmiechu, który nigdy nie gościł na jego twarzy, zakłada żółte pończochy
z podwiązkami na krzyż, czego ona nie znosi.
Rolę najmądrzejszego z szekspirowskich błaznów imieniem Feste przejął Adam Ferency, filozoficzny, przewrotny, wygrywający łatwo każdą słowną potyczkę. Wie po prostu do czego służy ludzki rozum. Dziewczyny będą wzdychać do Sebastiana - Artura Żmijewskiego.
Perły szekspirowskiego humoru lśnią pełnym blaskiem. Delektujemy się bogactwem skojarzeń, soczystością języka. Aktorzy od pierwszego do ostatniego nie zapominają o tym, ile w teatrze znaczy dykcja, jasne przekazywanie sensu słów. Oczy sycą się barwami renesansowych kostiumów. Miło brzmią w uszach dźwięki dawnych instrumentów, lutni, fidela, fletów prostych, i liryczne pieśni. Orkiestra rozsiada się na specjalnym balkonie. Cała sceneria przypomina dobre malarstwo.
Często w przedstawieniach się zdarza, że czyjaś rola nie dorasta do całości, drażnią jakieś szczegóły scenografii czy kostiumów. W tym spektaklu wszystko się poukładało w harmonijną kompozycję. Po prostu: rozkosz prawdziwa. Publiczność nagradza aktorów oklaskami w toku przedstawienia, brawa nie milkną po finale. Teatr Współczesny imponuje kondycją; należy do najciekawszych scen.
Wspomnę jeszcze, że „Wieczór trzech króli”, napisany około 1600 roku, szybko trafił do Polski. Angielska trupa zagrała go w Gdańsku już w 1607 roku (a propos - odbudowuje się tam dawny teatr elżbietański). Warszawa oglądała komedię szekspirowską w siedemdziesiąt lat później. Obfita jest dalsza historia jej wystawień. Wśród wykonawców znaleźli się: Helena Modrzejewska, Ludwik Solski, Juliusz Osterwa. Teraz do tych największych dołączył zespół Teatru Współczesnego, który na zakończenie przedstawienia śpiewa: „Żegnajcie nam dzisiaj, komedia skończona, lecz co dzień powtarza się gra". Przebój sezonu cieszy się ogromnym zainteresowaniem publiczności.