Zamek w Szwecji
Gdzie leży ten zamek?, Jan Kott,
Spotkałem niedawno pewnego znakomitego erudytę, który opowiedział mi zadziwiającą i aż nieprawdopodobną historie całego ciągu kradzieży literackich. Od Sade'a do Saganki. Bo cała ta historia zaczyna się jeszcze w XVIII wieku. Markiz de Sade, jak powszechnie wiadomo, napisał powieść "Eleonora czyli Zamek hrabiego Falsena". Powieść ta nigdy nie ukazała się w druku, ale jej rękopis krążył długo z rąk do rąk, aż zaginął w połowie XIX wieku. Wiadomo jednak, że jej bohaterem był słynny hrabia Falsen, ambasador szwedzki w Paryżu, znany ze swojej siły, okrucieństwa i wynalazków. Wynalazł on mianowicie pewien rodzaj snopowiązałek, o których szeroko rozpisywali się fizjokraci w Wielkiej Encyklopedii. W Paryżu hrabia Falsen poznał słynną Eleonorę, która uchodziła za nieślubna wnuczkę Ninon de Lanclos i Jana Sobieskiego i słynęła w salonach Regencji zarówno ze swojej urody jak i libertynizmu. Zakochał się w niej z miejsca. I tu zaczyna się powieść. Hrabia Falsen, niestety, był żonaty, a żaden z Falsenów od czasów wojen polsko-szwedzkich nigdy się nie rozwodził. Postanowił wobec tego swoją pierwszą żonę doprowadzić do samobójstwa, nazwał ją Ofelią i kazał jej odgrywać w komnatach zamku nad Loarą sceny z Shakespeare'a. Ofelia lekko zwariowała, ale samobójstwa nie chciała popełnić. Wobec tego okrutny Falsen wpadł na demoniczny pomysł, żeby Ofelii wyprawić fikcyjny pogrzeb. Biedaczka musiała z okien zamkowych patrzeć, jak odprowadza ją na rodzinny cmentarz pod zamkiem mąż, wszyscy znakomici krewni i przybyła z Paryża piękna Eleonora. Wkrótce potem okrutny wynalazca snopowiązałek poślubił Eleonorę i zamieszkał z nią w zamku. Ale hrabia Falsen zaczął się wkrótce nudzić i ze swoją drugą żoną. Wiosną wylewała Loara i przez długie tygodnie zamek był całkowicie odcięty od świata. Piękna Eleonora zaproponowała mężowi okrutną zabawę. Od dawna jej paryscy wielbiciele ubiegali się o zaproszenie do zamku. Odtąd co roku, na parę tygodni przed wiosennymi roztopami, przybywał do zamku jeden ze świetnych paryskich kawalerów. Falsen zajmował się snopowiązałkami, albo polował i młody człowiek nie odstępował Eleonory ani na chwilę. Eleonora nie była trudna, ale rankiem po każdej z miłosnych nocy, opowiadała kochankowi o nieludzkiej sile męża i jego straszliwym okrucieństwie. Czasami znów zabierała go na spacer i pokazywała na cmentarzyku pod zamkiem mogiły młodych ludzi, którzy zapłacili śmiercią za uroki pobytu u gościnnej hrabiny. To byt dopiero początek zabawy. Obłąkana Ofelia zjawiała się w najbardziej nieodpowiednich momentach, kulawa siostra hrabiego ostrzegała młodzieńca przed zazdrością swego brata. W tej całej grze uczestniczył jeszcze stary i wierny sługa. Falsen na oczach gościa rzucał się, na niego z ogromnym kijem i bił, aż do utraty przytomności. Potem stary sługa udawał trupa. Młody człowiek po tygodniu tak urozmaiconego pobytu myślał już tylko, by cichcem opuścić zamek. Niestety, wylały już wody Loary i odwrót był odcięty. Eleonora dalej bawiła swego kochanka opowiadaniami o okrucieństwie męża. W końcu piękny kawaler z Paryża wsiadał do jedynej łódki, która była w zamku i próbował przeprawić się przez Loarę. Ale łódka była dziurawa. Na cmentarzu przybywała nowa mogiła. Powieść Sade'a najprawdopodobniej przełożona została z rękopisu na niemiecki, bo jej tłumaczenie, jak zaświadczają współcześni, miał w swoim ręku Strinberg i powierzył je Przybyszewskiemu. Przybyszewski wykorzystał ten temat, zamek zamienił na dwór polski, paryskiego kawalera na młodo-polską dziewczynę i dla odmiany potopił swoich bohaterów pod kruchym lodem wielkiego stawu przy dworku. Dramat "Śnieg", bo o nim tutaj mowa, niesłusznie był uważany dotąd za dzieło oryginalne. Ale dramat ten ma dwie wersje, z których pierwsza, o wiele bardziej drastyczna, pozostała w rękopisie. Nie wiadomo już w jaki sposób, ale rękopis ten miał z kolei w swoim ręku Witkacy. Udziwnił go nieco, przerobił po swojemu, wprowadził postać głuchej babki, stuletniej staruszki, zwolenniczki Wiener-Kreisu, hrabiemu kazał udoskonalać traktory, a młodemu człowiekowi rozmawiać z Eleonorą o Chwistku i formistach. Stary sługa po śmierci wraca przez okno. Tak powstał dramat Witkacego pt. "Agnostyczna Eleonora czyli Szwedzki sadyzm". Dramat ten, niestety, także pozostał w rękopisie. Jedyną kopię, jaka ocalała, miał w ręku Sandauer, szybko przełożył na belgijski i wysłał do Francji. Rękopis ten zaginął na poczcie. Jakim sposobem dostała go do swoich rąk Saganka, mój uczony erudyta nie potrafił mi wyjaśnić. Jest jednak rzeczą zupełnie pewną, że jej sztuka "Zamek w Szwecji", grana z tak niesłabnącym powodzeniem na wielu scenach europejskich od dwóch lat, jest zwykłym literackim plagiatem z Sade'a, od którego za pośrednictwem Strindberga ściągnął temat Przybyszewski, a potem Przybyszewskiego z kolei okradł Witkacy. Bo sztuczka ta, która pozornie wydaje się melodramatem z życia wyższych sfer jest na prawdę uroczą igraszką, w której wyszydzone zostały i sparodiowane sytuacje i motywy literackie. Jest wyrafinowaną zabawą, zrobioną bez pudła i ironicznie, lekko i po mistrzowsku. Jest literaturą czystą, bo parodia jest literaturą czystą.