Ifigenia w Taurydzie
Gabriela Pianko, Meander rok XVI/zeszyt 5/61, 01.05.1961
Przedstawienie "Ifigenii w Taurydzie" w Teatrze Współczesnym w Warszawie jest nadzwyczaj "czyste" w stylu. Już sam widok odsłoniętej sceny, pozbawionej kurtyny, a przedstawiającej gaj święty przed świątynią Artemidy, swymi surowymi lecz jasno się tłumaczącymi liniami usposabia do wysłuchania w skupieniu i powadze całej tragedii. U wszystkich aktorów zachwyca nieskazitelna dykcja, dzięki czemu nie ginie ani jedno słowo tekstu, podanego w nowym a doskonałym przekładzie Edwarda Csato, nawet gdy tempo wypowiedzi jest tak szybkie, jak w scenie obłędu Orestesa. Przekład jest pełen prostoty, ani nie archaizuje ani zbytnio nie uwspółcześnia, jest pięknie rytmizowany, o doskonale wyrażonej równowadze między końcówkami trochaicznymi a jambicznymi, co, jak wiadomo, w języku polskim nie jest bynajmniej rzeczą łatwą.[...] Zofia Mrozowska jest najdoskonalszym wcieleniem Ifigenii, jakie sobie możemy wyobrazić. Piękna twarz o klasycznych rysach i wielkich wyrazistych oczach, szlachetnie osadzona głowa, smukła sylwetka o ruchach płynnych i harmonijnych, prześliczny głos, nie tracący dźwięcznego brzmienia nawet w momentach najwyższego napięcia, gra wyrazista, lecz pełna szlachetnego umiaru i prostoty, składały się na całość tak uroczą, tak skończoną, iż widz, zwłaszcza jeśli jest filologiem klasycznym, musiał myśleć, że artystka jest predestynowana do wcielania najpiękniejszych postaci kobiecych w tragediach trzech wielkich tragików attyckich. Orestes w wykonaniu Tadeusza Łomnickiego miał siłę wyrazu, dynamizm i napięcie tragiczne rzadko spotykane. W scenie obłędu, choć Erynie nie pojawiają się na scenie, czuło się wyraźnie ich złowroga obecność.[...] Zbigniew Zapasiewicz [w roli Pyladesa] był mądry i rozważny, w odróżnieniu od nieszczęsnego, obłąkanego przyjaciela, nie pozbawiony przy tym młodzieńczego wdzięku i żywości. Henryk Borowski w trudnej roli króla Toasa umiał wyrazić w sposób niezmiernie plastyczny miotające nim żądze zemsty i pragnienie, aby do końca okazać się dobrym i sprawiedliwym.[...] Wreszcie Józef Kondrat nie był zwykłym bezosobowym "wysłannikiem" czy powiernikiem królewskim, lecz potrafił nadać swemu Arkasowi rysy indywidualne i nader interesujące.