Sen nocy letniej
Tadeusz Kijonka, Tygodnik Tak i Nie, 15.07.1983
Komedia Szekspira w reżyserii Macieja Englerta nie jest wyłącznie barwnym, beztroskim złudzeniem, zaczarowaną zabawą, która z winy Puka, lecz z inicjacji Oberona wyzwala cały łańcuch uciesznych nieporozumień, lecz też okażą się potem tyko snem. Przeciwnie: sceny kluczowe są właśnie dręczące, przesycone mrocznym erotyzmem. Intryga Oberona (przewrotny Czesław Wołłejko) ma podteksty sadystyczne i nie jest wolna od dewiacji, postępowanie Puka nie jest również pozbawione swoistego okrucieństwa, także pożądanie Tytanii (zmysłowa Marta Lipińska) ma podteksty psychoanalityczne. Toteż przebudzenie - jest wyzwoleniem z koszmarnych rojeń. Wszystko może się zdarzyć, choć Oberon skojarzy pary tak, by Demetriusz oświadczył się Helenie, a więc nic nie stało już na przeszkodzie połączeniu się Hermii z Lizandrem. Ale czy człowiek panuje do końca nad swymi wyborami, kim jest, może się stać, kiedy zaśnie - jakie siły nim owładną?.. Oczywiście nie zostało to wyrażone natrętnie, zresztą wrażenie wnet się zaciera, kiedy na dworze Tezeusza (Mieczysław Czechowicz) pojawią się kapitalni rzemieślnicy, by odegrać rzecz o Pyramie i Tyzbe: Henryk Borowski, Andrzej Stockinger, Grzegorz Wons, Marcin Troński, Krzysztof Kowalewski i bezkonkurencyjny Wiesław Michnikowski jako Spodek. Choć poruszają się na granicy błazenady, ale z niebywałym poczuciem humoru i swoistego umiaru - śmiech, wielki, zdrowy śmiech, nieopanowany śmiech całej widowni.