Udając ofiarę
Jacek Cieślak, Rzeczpospolita, 14.11.2006
Borys Szyc i Andrzej Zieliński w "Udając ofiarę" braci Presniakowowów grają poniżej poziomu do jakiego przyzwyczaił nas Teatr Współczesny. Czarna komedia rosyjskich dramaturgów reklamowana jest w Warszawie jako światowy przebój i nowy "Hamlet". Jaka jest prawda - podpowiada najważniejsza w przedstawieniu, finałowa przypowieść o marynarzach. Wypatrzyli na falach oceanu tajemniczo połyskujący i wiele obiecujący przedmiot. Gdy go wyłowili, okazało się, że to puszka śledzi, po których nabawili się niestrawności. Niestety, spektakl Macieja Englerta jest momentami równie niesmacznym daniem. Podczas niedzielnej premiery miałem wrażenie, że Współczesny - słynący ze znakomitej światowej literatury, mistrzowskiej reżyserii i aktorstwa - upodabnia się do głównego bohatera przedstawienia, który przeżywa kryzys tożsamości. Presniakowowie sportretowali przedstawiciela młodej inteligencji, studenta filozofii (Borys Szyc). Nie chce się ożenić, zrezygnował z życiowych ambicji i pracuje, udając ofiary podczas milicyjnych wizji lokalnych - ponieważ chce się oswoić ze śmiercią. Nie można zaprzeczyć, że młody aktor Borys Szyc święci triumfy w "Oficerach". Jednak na scenie nie wystarczy "być", podawać tekst zachrypniętym głosem lub naśladować białoskórego rapera Eminema w charakterystycznej czapeczce. Andrzej Zieliński w serialu "Na dobre i na złe" gra lekarza, który radzi sobie ze wszystkimi problemami. Ale w spektaklu aktor nie znalazł recepty na postać kapitana milicji -czterdziestolatka szukającego pocieszenia w ramionach milicjantki Ludy (Agnieszka Suchora). Gdy jego rola bez większej potrzeby eksplodowała wulgaryzmami - czułem się jak na prowincjonalnej parodii brutalistów. Nie rozumiem, dlaczego Maciej Englert zdecydował się na artystyczny kompromis. Nie jest przecież w sytuacji publicznego nadawcy, któremu maleją wpływy w kasie, spada frekwencja, kiedy u konkurencji rosną słupki. Na szczęście w spektaklu nie wszystko jest złe. Chociaż bracia Presniakowowie, schlebiając współczesnej widowni, nafaszerowali tekst wulgaryzmami, napisali zręczną sztuczkę, z której Englertowi udało się wydobyć rosyjski czarny humor, komizm sytuacyjny i obyczajowy. Co prawda główny motyw sztuki, czyli wizje lokalne, rozbija spektakl na ciąg skeczy, ale dał też szansę pokazania szerokiego spectrum społeczeństwa rosyjskiego -nowobogackich oraz inteligentów snobujących się na filozofię Wschodu, podobnie jak u nas. W atrakcyjnych scenograficznie przestrzeniach basenu i restauracji sushi jest miejsce na wokalny i aktorski popis Stanisławy Celińskiej. Nie zabrakło też czasu na egzystencjalne pytania skierowane do młodego pokolenia: skoro wszystko wam "wisi", po co podejmujecie się odpowiedzialnych ról w życiu prywatnym i zawodowym?