Czarowna noc. Męczeństwo Piotr Ohey'a.
SEN MARA, CZYLI CZAROWNE MĘCZEŃSTWO, Tomasz Miłkowski, Trybuna, 14.04.2004
Na afiszu warszawskiego Współczesnego znowu Mrożek. To bynajmniej nie wyrzut, ale potwierdzenie konsekwencji - w czterdziestolecie scenicznego debiutu Mrożka we Współczesnym teatr sięga po nieco już ucukrowaną dramaturgię mistrza polskiej sceny. Lat temu czterdzieści Współczesny jednego wieczoru pokazał "Czarowną noc" i "Zabawę", tym razem Maciej Englert połączył w jednym spektaklu także "Czarowną noc", ale ze stosunkowo rzadko (i przedwcześnie odłożonym na półkę) "Męczeństwem Piotra Ohey'a". Lata jednak upłynęły, przybyło doświadczeń i niegdysiejsze żarty Mrożka nabrały nieco innych znaczeń. Wprawdzie wytrawni znawcy literatury dramatycznej od początku widzieli w tych tekstach coś więcej niż tylko żarty sceniczne na (nazwijmy to tak) tematy peerelowskie, czyli groteskę delegacyjną i farsę biurokratyczną. Podskórnie bowiem w obu utworach tętniły sensy paraboliczne, z czasem zresztą Mrożek miał potwierdzić swoją skłonność do przypowieści i powiastki filozoficznej. Prawdopodobnie oba utwory pokazane jako komedyjki rodzajowe mogłyby się nie obronić, choć przecież kuszącą reżysera możliwością było skupienie uwagi na niedostatkach i ułomnościach mało chwalebnej przeszłości okresu siermiężnego budownictwa socjalistycznego. Englert jednak, na szczęście, nie uległ tej łatwej pokusie i zbudował z obu utworów parabolę o człowieku wyzuwanym z indywidualności. Połączył jednoaktówki mocnym szwem, ramą spektaklu czyniąc sen bohatera, którym raz jest Pan Kolega, raz Piotr Ohey, w obu rolach kreowany przez Krzysztofa Kowalewskiego. W "Czarownej nocy" bohater traci tożsamość snu - nie wie (a my też nie wiemy), czy śni, czy też jest śniony, rodzi się więc podejrzenie "uspołecznienia" snów, zatraty ich indywidualności. W "Męczeństwie" bohater traci prywatność, ostatnią oazę, gdzie może oddawać się pasji czytania. W jego mieszkaniu pojawia się nagle tygrys w wannie (alegoria paradoksalnej infekcji, której ulegają ludzie). Ta osobliwość budzi niepokój i zainteresowanie rozmaitych instytucji i burzy spokój rodzinnego życia. Mrożek przeprowadza niemal matematyczny dowód na bezduszność świata otaczającego człowieka i uprzedmiotowienie jednostki. Nie pozostawia złudnej nadziei: świat frazesów jest światem zagłady. Ohey jest systematycznie pozbawiany swego terytorium, spychany na margines, podporządkowywany wyższym racjom, unieważniany aż po kres - unicestwienie. Ale - przynajmniej u Englerta - budzi się z koszmarnego snu z przerażeniem w oczach. Budzi ponownie. Pod koniec pierwszej części budzi się z koszmaru-marzenia delegacyjnego, pod koniec drugiej - z koszmaru wdeptania w ziemię przez pozornie społecznie myślące otoczenie. Być może to sny prześladowcze? Ale wszak to, co się komu śni, zawiera często istotne lęki, kompleksy, stłumione uczucia, o czym przekonują nie tylko psychoanalitycy. Taka interpretacja Mrożka nie oznacza, że został wyzuty z bezinteresownego dowcipu i fenomenalnej logiki paradoksu. Tej matematyki bynajmniej Englert nie zarzucił, dzięki czemu przedstawienie skrzy się humorem, nie przestając być przypowieścią (albo na odwrót). Grane jest wyśmienicie, każdy z wykonawców znajduje w nim dla siebie choćby jeden moment, aby wydobyć humorystyczny ładunek tekstów Mrożka. Zresztą reżyser aktorom pomaga tworząc sytuacje, dając sygnały, wyznaczając rytmy (np. coraz szybciej otwierane drzwi mieszkania Ohey'a demaskują postępującą agresję otoczenia). U boku Krzysztofa Kowalewskiego, który idealnie łączy komediowość z dramatyzmem postaci, błyszczy Janusz Michałowski (Drogi Pan Kolega i upojnie rodzajowy Stary Myśliwy, mit wcielony słowiańskiej tęsknicy), Marta Lipińska (żona Ohey'a, początkowo zrzędliwa, potem porwana prądem wydarzeń zwolenniczka "nowych" idei) i Andrzej Zieliński (Sekretarz protokołu, wykrętny i pokrętny tak jak jego "nieposłuszne" ciało wykręcające się w różne strony na łóżku), a i pozostali wykonawcy stworzyli swymi epizodami doskonale tło czarownej męczarni Pana Kolegi-Ohey'a. Pomęczmy się razem z nim. Warto sprawdzić, jak urósł tekst Mrożka wystając ponad doraźne dolepianie łatek i wytykanie usterek. To nie są teksty etapowe. Czytajmy i grajmy starego Mrożka głębiej. Englert dał przykład.