Szafa (Wachlarz, Pani Aoi, Szafa)
Nigdy u celu, Agnieszka Michalak, Dziennik - kultura, 14.01.2008
Jak zamknąć w trzech krótkich jednoaktówkach samotność, dążenie do miłości i przeczucie śmierci, uciekając od banałów i śmieszności? Odpowiedzią jest świetny spektakl Natalii Sołtysik według Yukio Mishimy w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Yukio Mishima do dziś budzi w Japonii kontrowersje. Autor m.in. "Wyznań maski" i "Madame de Sade" był aktywnym działaczem politycznym, piewcą tradycji samurajskiej, autorem licznych manifestów. W wieku 45 lat (był rok 1970), pewny, że jego krajem zacznie rządzić lewica, popełnił rytualne samobójstwo - seppuku. Obsesyjną fascynację śmiercią, bunt przeciw światu widać w jego twórczości. Doskonałej prozie nie ustępuje też dramaturgia. Jego "Zbiór współczesnych dramatów no" uważany jest za klasykę gatunku. Z tych ośmiu jednoaktówek Natalia Sołtysik na dyplom wybrała trzy i stworzyła piękną trylogię o ludzkich relacjach. Relacjach, które oparte są na dążeniach trojga bohaterów (Aleksandra Bożek, Maria Mamona i debiutujący w Warszawie Błażej Wójcik) do miłości. W każdej historii rzeczywistość miesza się z marzeniami, a skomplikowane relacje w miłosnym trójkącie krzyżują się. W każdej ktoś cierpi bardziej od pozostałych. "Wachlarz" to opowieść o czekaniu na utraconą miłość. Czekaniu, które nadaje piękno zastygłej twarzy i wartość życiu. "Pani Aoi" to obraz miłosnego trójkąta. Ona jest sparaliżowana chorobą. On próbuje odpędzić kobietę - demona swej dawnej miłości. Wreszcie tytułowa "Szafa" - kryje intrygującą tajemnicę kochanków. Każda opowieść jest kolejną wariacją, może wariantem ciągu dalszego poprzedniej. Reżyser dodatkowo jeszcze mnoży interpretacje, widzowi pozostawiając wybór. Sołtysik oczarowuje publiczność nawiązaniami do japońskiej estetyki. Akcję przedstawienia umieszcza w niemal pustej przestrzeni - mahoniowe ściany, przesuwane drewniane drzwi. Z sufitu zwisa papierowa, biała kula. I skórzany fotel. Prosto, klasycznie, ascetycznie. Ledwo jarzące się światła podsycają atmosferę lęku. Świetni są także aktorzy. Aleksandra Bożek z nieskazitelną czystością gejszy, z zimną twarzą czeka na ukochanego i finezyjnie macha wachlarzem. Innym razem jako umierająca żona porusza się jakby na smyczy z gracją kota. Wyrachowana kochanka Marii Mamony w delikatnym jedwabnym kimonie kusi seksownymi ruchami. Błażej Wójcik (w idealnie skrojonym płaszczu ze stójką) z zdesperowanego kochanka płynnie wchodzi w skórę troskliwego męża owładniętego demonami przeszłości. Aktorzy każą wejść w swój świat, w kolejną mądrą, podszytą wieloznacznością bajkę. Sołtysik buduje świat z obrazów. Wystarczy w dowolnym momencie spektaklu zrobić zdjęcie, a potem poddać je analizie. Wynik będzie przykry. Tu nie ma szczęścia i radości. Bohaterowie tylko do tego dążą, a my obserwujemy tylko ich starania. Zresztą reżyserka przed premierą "Szafy" mówiła, że wartością jej spektaklu "nie jest spełnienie, lecz dążenie do niego". Okrutny i bezlitośnie zimny świat, w którym wszystko jest złudzeniem. Już od pierwszych minut spektaklu w powietrzu wisi dręczące przeczucie, że coś złego się stanie i wszystko popsuje. Ale tu już niczego popsuć nie można..."