Zwykła sprawa
Karolina Beylin, Express wieczorny, 14.01.1951
Literatura dramatyczna zna bardzo wiele sztuk, osnutych na procesie sądowym, ale dotychczas były to niemal zawsze sztuki, kręcące się dookoła znalezienia sprawcy zbrodni, po prostu udramatyzowane powieści detektywne. Adam Tarn daleki jest od tego rodzaju koncepcji, dla niego proces sądowy a właściwie narada przysięgłych nad wyrokiem jest doskonałym pretekstem do pokazania korupcyjnej i szantażowej metody władz amerykańskich przy osiąganiu ich nieczystego celu.[...] Realistyczna sztuka Tarna zyskała w Teatrze Współczesnym znakomitych odtwórców. Reżyser Erwin Axer, potrafił tak ustawić postacie, taką prawdą przepoić ich grę, tak zrównać poziom tej interpretacji ról, że widz ma uczucie jak gdyby na scenie nie było aktorów, ale rzeczywiście uczestnicy procesu. Najprawdziwiej może zagrał Mikołajewski Malleya, zwłaszcza w drugim akcie, gdy otwierają mu się oczy naprawdę. Obok niego pełną prostoty i uroku postacią była Kossobudzka jako nauczycielka Hotchkiss. Sylwetkę zimnego drania, nie cofającego się przed niczym trafnie odtworzył Henryk Borowski. Melina był doskonale wystudiowanym flegmatycznym łotrem Rogersem, Jaroń grał cały czas naturalnie, może nieco melodramatycznie w scenie, gdy poddaje się szantażowi Lewisa. Momenty groteskowości wnosili Pągowski w roli fryzjera i Bielicka jako miss Roberta, Łapicki jako Simpson był świetnie uchwyconym cynicznym i zblazowanym draniem. Duszyński zmieniony nie do poznania charakteryzacją oraz Tatarski wczuli się w niezdecydowane postacie aptekarza i buchaltera, Baczyński był sympatycznym Murzynem - windziarzem Billem.