Udając ofiarę
Hamlet i sado-maso, Piotr Kitrasiewicz, Express wieczorny, 13.12.2006
"Udając ofiarę" jest jednym z najgłośniejszych utworów młodej dramaturgii rosyjskiej. Sztuka miała światową prapremierę na festiwalu w Edynburgu, a potem weszła do repertuaru moskiewskiego MCHAT-u wzbudzając kontrowersje i skrajne oceny recenzentów. Ale wzbudziła ogromne zainteresowanie i stała się podstawą filmu fabularnego. Grają ją teatry w wielu krajach. Dramat - reklamowany jako współczesny "Hamlet" - jest ciekawie pomyślaną opowieścią o absolwencie filozofii Wali, którego ojciec zginął w rzekomym wypadku, a matka związała się z jego bratem. Wala zarabia na życie w sposób cokolwiek nietypowy. Jest on mianowicie czymś w rodzaju statysty w przeprowadzanych przez milicję wizjach lokalnych dotyczących wypadków i zabójstw. Bohater wciela się w role ofiar i styka się ze śmiercią. Zwłaszcza, że widzi ją w oczach sprawców pokazujących na nim jak doszło do tragedii. Jest to dla Wali rodzaj swoistej psychoterapii. Próbuje on w ten sposób pokonać strach właśnie przed śmiercią, a co za tym idzie i przed życiem. Bo to ostatnie go nie rozpieszcza. Narkotyzuje się, nakłania kochankę do sadomasochistycznych praktyk (lubi być podduszany, balansując na granicy życia i śmierci), a nocami rozmawia z duchem ojca, który odwiedza go niczym stary król Hamlet, podstępnie pozbawiony życia przez brata. A na dodatek matka grozi, że odda go do zakładu zamkniętego jako narkomana. Siła sztuki tkwi w zręcznym sparafrazowaniu wątku szekspirowskiego i wtopieniu go w tło obyczajowe współczesnej Rosji. A także w realistycznym pokazaniu elementów życia i zachowań obywateli państwa ery Putina. Autorzy - spółka firmująca się jako Bracia Presniakow - sięgnęli do tradycji rosyjskiej - i nie tylko - literatury i osiągnęli niezły rezultat. Oprócz ogólnego wątku z tragedii Szekspira, nasycili utwór przewrotną dwuznacznością, w której dają się dostrzec elementy groteskowego humoru rodem z Gogola, satyry a la Zoszczenko, tragikomicznych rozwiązań dialogowych nawiązujących do Ionesco. I chociaż wyliczanie poszczególnych cząstek, z których zbudowali utwór można mnożyć, to "Udając ofiarę" jest sztuką oryginalną, pomysłową i dającą do myślenia. Bo oprócz zabaw różnymi konwencjami utwór ma w sobie coś z nostalgiczno - refleksyjnego nastroju Czechowa. Jest realizm, jest humor i makabra, ale i zaduma nad losem człowieka, któremu przyszło żyć w takiej a nie innej rzeczywistości historycznej, społecznej i kulturowej. Nie rażą występujące w utworze wulgaryzmy, bo ich funkcja współgra z proponowaną konwencją. A zaskakująca puenta to nawiązanie do jeszcze innych rozwiązań sytuacyjnych. Autorem inscenizacji, dobrze oddającej niuanse fabuły i dialogów, jest Maciej Englert, przykładający wagę nie tylko do najmniejszych szczegółów spektaklu, ale i do prowadzenia aktorów. Zresztą tekst dramatu - świetnie przełożonego przez Agnieszkę Lubomirę Piotrowską - dosłownie porywał wykonawców. Największe brawa należą się Andrzejowi Zielińskiemu, za odtworzenie postaci zblazowanego i zmęczonego swoją pracą kapitana milicji. Znakomity był Borys Szyc w roli Wali, Agnieszka Pilaszewska jako Matka, Agnieszka Judycka grająca Olgę. Perełkę aktorską stworzyła Stanisława Celińska kreując drugoplanową postać "Japonki po przejściach". "Udając ofiarę" to spektakl solidnie przygotowany i brawurowo zagrany, oparty na dobrej literaturze, będący jedną z najciekawszych propozycji w teatrach stołecznych sezonu jesiennego.