J.B.
Andrzej Jarecki, Sztandar młodych, 13.04.1967
Sztuka jest trudna w odbiorze, biegnie powikłanym torem myśli, nasycona jest poetycką metaforą w stylu biblijnym, z lekka tylko unowocześnionym - a to wszystko nie pomaga w nadążaniu za sensem autorskich rozważań. Ale temat jest pasjonujący: człowiek dotknięty największymi nieszczęściami, jakie mogą się zdarzyć. Co zrobi? Jak się zachowa? Bezradny, bezsilny - czy będzie walczył? Czy tylko bluźnił? Czy podda się z pokorą: Bóg dał, Bóg wziął, Bóg niech będzie błogosławiony? Nie miał prawa zmarnować tego tematu znakomity autor i nie zmarnował go jako poeta; słowa sztuki są napisane świetnie (i ostro, po męsku przetłumaczone przez Macieja Słomczyńskiego). Ale zmarnował temat dramaturg MacLeish. Mimo najlepszych wysiłków reżysera i świetnych aktorów: Haliny Mikołajskiej, Tadeusza Fijewskiego, Andrzeja Łapickiego i innych - nie jest to dobry teatr. Utwór jest retoryczny, nie posiada tego specyficznego teatralnego nerwu, który sprawia, że ludzie po obu stronach rampy - i aktorzy, i widzowie - jednakowo poddają się woli autora.