Bambini di Praga
Hrabalowska menażeria, Tomasz Mościcki, Przekrój, 06.01.2002
Przedstawienie Agnieszki Glińskiej pozwala wierzyć, że największa siła polskiego teatru, czyli aktorstwo, ma się wciąż dobrze W ciągu kilku ostatnich sezonów Agnieszka Glińska uznana została za nadzieję polskiego teatru, a tworzy przecież przedstawienia wbrew obowiązującej modzie na myślowy banał, szanuje literacki materiał i pracę aktora. Jej spektakle są nagradzane, zbierają pochwały, choć zdarzały się też spektakularne klęski - choćby "Barbarzyńcy" w warszawskim Teatrze Współczesnym. Jej najnowsze dzieło - adaptacja wczesnego opowiadania Bohumila Hrabala "Bambini di Praga", pokazana na tej samej scenie, ma jednak zapewnione powodzenie. Powtórka z przeszłości Podobno Agnieszka Glińska bardzo ufa metodom Konstantego Siergiejewicza Stanisławskiego. Ten - jak wiadomo - zalecał drobiazgowe studia nad bohaterami i warunkami, w których żyją. Glińska zabrała się do pracy z prawdziwym zapałem. Zawiozła aktorów do czeskiej Pragi, by zakosztowali atmosfery, którą oddychają ludzie Hrabala. Na ile jej się to udało - na ten temat z większym znawstwem wypowiedziałby się zapewne Leszek Mazan. Nam, widzom, pozostaje tylko konstatacja, że szalenie trudno cudzoziemcowi przenieść na scenę atmosferę rodzinnego kraju autora. Trudne to - i może nawet niepotrzebne. Inaczej czyta się Hrabala nad Wełtawą, inaczej twórczość ta brzmi nad Wisłą. Sympatyczny pomysł Agnieszki Glińskiej, nawiązujący do wielkiej teatralnej tradycji, stał się po prostu elementem promocji. Dziś bowiem nawet arcydzieło wymaga odpowiedniego marketingu. Ludzka menażeria Uroda tego opowiadania kryje się w dużej części w języku, sposobie prowadzenia narracji. Trudno przenieść go na scenę, taki zabieg sprawia, że tracimy pewną wartość. Trzeba więc dać jej odpowiednik - i Agnieszka Glińska taki odpowiednik znalazła. "Bambini di Praga" w Teatrze Współczesnym to rewia najdziwaczniejszych typów ludzkich: fabrykanta sztucznych kwiatów o filozoficznych zainteresowaniach (Krzysztof Stelmaszyk), małżeństwa rzeźników: sentymentalnej masarzowej (świetna Marta Lipińska) i jej milczącego męża (koncertowo milczy w tej roli Leon Charewicz), szalonego drogisty-piromana, w którego wcielił się Marek Bargiełowski. Podczas premiery zasłużone brawa otrzymali Zofia Kucówna i Bronisław Pawlik, tworzący małe arcydziełka komizmu w epizodycznych przecież rolach. Właściwie można by przepisać afisz, bo cała obsada warta jest. najwyższych pochwał. Nie ganić, lecz nie zagłaskać "Bambini di Praga" to bodaj najlepsze przedstawienie Agnieszki Glińskiej. Słychać już nawet, że jest to spektakl wybitny. Tymczasem przedstawienie w drugiej części wyraźnie traci na wewnętrznym rytmie i zwartości. Nagle robi się sentymentalne - w finale Glińska nastrojowo wygasza światło, wpuszcza śpiewającą Olenę Leonenko. Ta nastrojowość jest jednak zbyt łatwa, zbyt oczywista. Nie po raz pierwszy w spektaklach Glińskiej puszczają szwy i widać, jak naprawdę zbudowana jest ta teatralna maszynka. Pani reżyser umie pracować z aktorami, potrafi ich "otworzyć", stąd w jej spektaklach tyle udanych ról. Często jednak odnosi się wrażenie, że wartość aktorska bierze w nich górę nad wartością inscenizatorską. Nie narzekajmy jednak ponad miarę.