Teremin
Pro: Udana intelektualna łamigłówka, Janusz R. Kowalczyk, Rzeczpospolita, 05.05.2007

Rzadko się dziś trafia tak świetna premiera, w której pełnemu zaskoczeń tekstowi towarzyszy przemyślana reżyseria i porywająca gra aktorów. Bohater, rosyjski fizyk Lew Teremin (Leon Charewicz), to postać historyczna. W latach 20. i 30. dawał pokazy skonstruowanego przez siebie bezdotykowego instrumentu. Cud ówczesnej elektroniki wydawał modulowane dźwięki po zbliżeniu dłoni do anten. Teremin, dzięki przedsiębiorczości niemieckiego impresaria (Krzysztof Kowalewski), przedstawiał swój wynalazek w USA. Obok nich w koncertach - m.in. na 25-tysięcznym stadionie - brali udział prywatny detektyw (Sławomir Orzechowski) i muzyk (Janusz Michałowski). Brzmienia tereminvoksu przebijały powodzeniem koncerty Franka Sinatry. Teremin stał się idolem mas i prekursorem muzyki elektronicznej. Jego urządzenie powstało jednak jako czujnik alarmowy kremlowskiej kancelarii Lenina. Instalacja systemu odbyła się pod okiem jego następcy, bo był to zarazem aparat podsłuchowy. W Stanach Zjednoczonych fizyk chodził na pasku sowieckich służb specjalnych. Żądały odeń szpiegowskich zadań. Żeby się dostać do zakładów lotniczych, zdolny wynalazca skonstruował wysokościomierz. Robił to, żeby chronić życie ojca, dawnego carskiego sługi. (Ojciec notabene dawno nie żył). On sam tymczasem zatracał osobowość, żonglując uczuciami: żony (Monika Krzywkowska), asystentki (Monika Pikuła), bogatej kochanki (Monika Kwiatkowska). Świetne przedstawienie Artura Tyszkiewicza utrzymane w klimacie tzw. boskiej dekadencji, nie przynosi happy endu. Zapada w pamięć bardziej jako intelektualna łamigłówka niż kolejny z głosów w narodowych sporach o lustrację. Choć i taka interpretacja wydaje się uprawniona.

Deklaracja dostępności