Samotnik
Pigułka wolności, Janusz R. Kowalczyk, Rzeczpospolita, 05.02.2001

Aktor Norbert Rakowski udanie zadebiutował jako reżyser polską premierą "Samotnika" Roberta Andersona. Autor przedstawił niepokojącą wizję rychłej przyszłości, w której poszczególny człowiek nie musi już brać swego losu we własne ręce. Zadbali o niego inni. Pierwsze sceny ponadgodzinnej jednoaktówki amerykańskiego dramaturga pobudzają widzów do spontanicznego śmiechu. Szybko się jednak okaże, że to ani niefrasobliwa komedia, ani nawet ostra groteska. To raczej drapieżna antyutopia, której mógłby patronować Franz Kafka czy George Orwell, sugestywna zwłaszcza dla dzisiejszych przeciwników globalizacji - Anderson, bezspornie, podsuwa im oręż argumentów. Posunięta ad absurdum automatyzacja daje każdemu obywatelowi planety możliwość korzystania z "międzynarodowej komórki usługowej". W nafaszerowanym elektroniką, zdezynfekowanym po poprzednim użytkowniku wnętrzu, dysponent plastikowej karty może uzyskać wszystko, co niezbędne: nocleg, posiłek, drinka, program telewizyjny, poradę, badanie lekarskie. Nawet - choć w ostateczności - pigułkę bezboleśnie przenoszącą w zaświaty. Sam luksus. Przez głośniki sączą się głosy lektorów z pouczeniami i instrukcjami obsługi, więc omyłki nie wchodzą w rachubę. Jednak alkoholu ponad przewidzianą normę automat nie wyda, podobnie - z powodu wzrostu poziomu cholesterolu - ulubionego pasztetu. Troska o człowieka - ten motor wszelkich systemów totalitarnych - szybko, rzecz jasna, przeradza się w swe zaprzeczenie. Nowy system nie wszystkim przypadnie do gustu, co widać wyraźnie na przykładzie bohatera utworu, Sama Bradleya (Janusz R. Nowicki). Pracując jako lektor biblioteki narodowej, wykorzystuje swą rzadką, bo zbędną w świecie ideogramów, umiejętność czytania. Dysponując wysokim ilorazem inteligencji - co zobowiązuje go do oddawania tygodniowego kontyngentu... spermy - traktuje "komórkę usługową" tak, jak na to zasługuje. Jak celę więzienną. Pozostał mu, na szczęście, czarny rynek usług, na którym można kupić namiastkę związków międzyludzkich. U Madame (Antonina Girycz) można wynająć ludzi, którzy przez godzinę lub dwie będą nieudolnie wchodzić w role członków rodziny: Żony (Joanna Jeżewska), Córki i Syna (Iwona Wszołek i Piotr Rękawik, oboje debiutujący na profesjonalnej scenie). Bohater zapragnie nawet Ojca (Bronisław Pawlik), co już graniczy z najwyższym ryzykiem, zważywszy, że osoby po sześćdziesiątce mają bezwzględny nakaz poddać się dobrodziejstwu samolikwidacji... Za żadne pieniądze nie kupi się jednak uczuć - wyrugowanych do cna, jako zbędny i niehigieniczny przeżytek minionej epoki. "Samotnik" w reżyserii Norberta Rakowskiego to przedstawienie czysto zagrane, z rewelacyjnym Bronisławem Pawlikiem w wymownym, acz niemym epizodzie. I przejmujące. Odczytuje się je bynajmniej nie jak utwór science fiction, lecz jako całkiem realne ostrzeżenie przed atrofią uczuć. Przed fetyszem cywilizacji, w jej triumfującym, odhumanizowanym wydaniu; cywilizacji rządzącej się wyłącznie prawidłami gospodarki rynkowej. Gdzie wolność jednostki sprowadza się do decyzji sięgnięcia po ostatnią pigułkę.

Deklaracja dostępności