Music-hall
Stefan Treugutt, Przegląd Kulturalny nr 40, 02.10.1958

To sprawnie napisana sztuka.[...] Erwin Axer i jego doskonały zespół gryzą ten kawał tekstu - by użyć porównania starego Rzeckiego - jak stalowy dziadek orzechy. Równo i pewnie. Ludzkie sytuacje mówią w spektaklu mocniej od dydaktycznych tez autora - i tak być powinno. Osborne jest bez kwestii lepszym postrzegaczem niż społecznym diagnostykiem. Tyle wie co jego młoda Jane, córka Archiego, że tak dalej nie można, że trzeba coś, na Boga, robić, wybrnąć... Szlachetne i naiwne chęci autora nie zbawią - to pewne - ani nas od kłopotów wzrostu, ani Brytyjczyków od kłopotów uwiądu. Ale młody pisarz angielski ujmuje samą już taką chęcią, moralnym zapałem. A imponuje realistyczną techniką przedstawienia ludzi w konkretnych sytuacjach. Tak, w "Music-hallu" nie ma anarchizmu, o który Osborne'a pomawiają, chyba że za taki poczytać krytyczne przedstawienie "dna" (łagodnego nota bene), chyba że burzycielskie ma być użycie kilku mocnych słów, postawienie baterii butelek na stole, pijackie pogwarki ojców i dzieci. Ta widowiskowa partytura jest sporo warta, skoro dała okazję do takich ról, jakie oglądaliśmy w wykonaniu p. Horeckiej Ireny (Phoebe, żona Archiego), Opalińskiego Kazimierza (stary Billy), Kondrata Józefa (Archie). Te role trzeba zobaczyć, trzeba się lubować ich bogactwem, szczodrym bogactwem aktorstwa pierwszej klasy. Ta trójka była tak udana, że aż trochę mniej uwagi zwracało się na p. Barbarę Wrzesińską w roli Jane, doskonale stylową i - pewnie celowo - doskonale zamkniętą w sobie młodą osobę. Tadeusz Łomnicki jako syn Archiego był nieco "somnambuliczny" - wszakoż nie szukajmy dziury w całym. Doskonałe to przedstawienie wcale interesującej sztuki.

Deklaracja dostępności