|
KSIĘŻYC I MAGNOLIE
Filip Przedpełski, Newsweek Polska nr 25, 26.VI.2011.
Tomasz Filipowicz, Sztuka Słowa, www.sztuka-slowa.pl.
Karolina Ćwiek-Rogalska, www.teatrakcje.pl 29.X.2011.
Małgorzata Judziewicz, www.teatry.art.pl 22.XII.2011.
Genialni desperaci.
Czym wspomagali się autorzy filmu "Przeminęło z wiatrem"? Hurtową ilością bananów i orzeszków, które pochłaniali podczas trwającej nieprzerwanie przez pięć dni i nocy pracy nad scenariuszem. Tak przynajmniej wynika ze sztuki "Księżyc i magnolie" Rona Hutchinsona. Przezabawna komedia odsłania jedną z największych tajemnic złotej ery Hollywood i pokazuje, że filmowy hit numer jeden lat 30. nie powstałby bez udziału trzech genialnych desperatów: znerwicowanego producenta Davida O. Selznicka oraz zatrudnionych w ostatniej chwili reżysera Victora Fleminga i nieznającego powieści Margaret Mitchell scenarzysty Bena Hechta. Dobra obsada (Andrzej Zieliński, Sławomir Orzechowski, Leon Charewicz, Marta Lipińska), świetne dialogi i kupa śmiechu. Komedia na piątkę.
Filip Przedpełski, Newsweek Polska nr 25, 26 VI 2011.
Księżyc i magnolie...
w Teatrze Współczesnym.
Sztuka Rona Hutchinsona "Księżyc i magnolie" wystawiana w Teatrze Współczesnym w Warszawie to znakomita propozycja na spędzenie wieczoru. To gratka dla wszystkich, którzy lubią tradycyjny dramat, ale też dla osób fascynujących się najmłodszą z muz, bardziej może popularną, czyli kinem.
Komedia wyreżyserowana przez Macieja Englerta ukazuje dramatyczny moment w powstawaniu jednego z największych hitów kina wszech czasów, "Przeminęło z wiatrem". David Selznick, producent filmowy grany przez znakomitego w tej roli Sławomira Orzechowskiego przerywa pracę nad filmem i postanawia wszystko zacząć od początku, zatrudnić nowego scenarzystę i reżysera. Ale czasu jest mało, a ściągnięci na pomoc fachowcy nie bardzo wierzą w sukces ekranizacji popularnej powieści Margaret Mitchell.
David O. Selznick, Ben Hecht - utalentowany scenarzysta oraz Victor Fleming - reżyser z żelazną ręką, dorośli mężczyźni zamknięci w mało wygodnym pomieszczeniu na przeciąg pięciu dni... Muszą napisać scenariusz, przedefiniować koncepcję kręcenia "Przeminęło z wiatrem"... Przy okazji dużo mówią o swoim zawodowym życiu, karierze, dorobku, rywalizują, oskarżają o amatorstwo, interesowność, ujawniają osobiste lęki.
W tle jest nie tylko wielki biznes, brutalne prawa rządzące przemysłem filmowym, tą genialną maszynką do produkowania pieniędzy, ale także echa zbliżającej się wielkiej wojny mającej lada moment wybuchnąć w Europie. Twórcy filmu pracują w ogromnym napięciu, kierują się intuicją i talentem, ale nie mogą wiedzieć, czy "Przeminęło z wiatrem" nie okaże się klapą. Wtedy kariera ich wszystkich będzie skończona.
W przedstawieniu nie brak znakomitych dialogów.
"Na początku było słowo" - mówi Hecht, chcąc uwydatnić rolę pisarzy i scenarzystów. "Bzdura - kwituje Fleming - słowo nie miało żadnego znaczenia dopóty, dopóki nie przyszedł ktoś i nie krzyknął: AKCJA!"
"Nieprawda - podsumował po chwili Selznick - najważniejszy jest ten, kto ma prawa do dzieła i pieniądze, żeby uruchomić produkcję, właściciel projektu".
No cóż, jak widać, panowie czują się twórcami na miarę Najwyższego. Oferują marzenia, za które najważniejszy, mający największą władzę nad nimi, zwykły widz gotów jest zapłacić i wynieść ich na wyżyny sukcesu lub strącić w przepaść. Selznick wie, że zaczytująca się w powieści Ameryka nie daruje mu knota, porażki, nietrafionej obsady. Mayer, ten wielki Mayer, teść Selznicka także skorzysta z okazji, by go upokorzyć.
Widzimy, że nie tylko młodzieńcy podejmują w swym życiu walkę o wszystko. Spotyka to też ludzi dojrzałych, którzy w decydującym momencie muszą wykrzesać z siebie wszystkie siły i umiejętności. Przy tym denerwują się, okładają książkami, wzajemnie mobilizują, a przedstawienie zbliża się momentami do konwencji farsy.
Aktorzy dają z siebie równie wiele, wspomniany już Sławomir Orzechowski, Andrzej Zieliński, Leon Charewicz i Marta Lipińska. Przedstawienie utrzymane jest w dobrym tempie.
Z Teatru Współczesnego wychodzimy z lżejszym sercem i łatwiej podjąć nam od dnia następnego zmagania z codziennością i walkę o sukces, uznanie i pozycję, bo oto dowiedzieliśmy się, że największych nie puszczał strach i że również oni co chwila musieli iść na kompromisy, których nienawidzili... a wszystko po to, by jednak osiągnąć cel.
Tomasz Filipowicz, Sztuka Słowa, www.sztuka-slowa.pl.
Umarło kino, niech żyje teatr.
Księżyc i magnolie - tytuł spektaklu, a zarazem to, co znalazł na pierwszej stronie Przeminęło z wiatrem jeden z bohaterów. Określił je jako kiczowate, a samą powieść krótko - chała. A jaki jest spektakl Macieja Englerta w warszawskim Teatrze Współczesnym?
Sztuka opowiada o tym, jak zdeterminowany producent David O. Selznick zamyka się w jednym pokoju z reżyserem Victorem Flemingiem (Leon Charewicz) i scenarzystą Benem Hechtem (Andrzej Zieliński), żeby stworzyć scenariusz do filmu, który ma stać się najbardziej epickim dziełem wszechczasów: do Przeminęło z wiatrem. Problem polega na tym, że scenarzysta nie czytał książki Margaret Mitchell, więc Selznick wraz z Flemingiem decydują się odegrać mu ją scena po scenie.
Ale tak właściwie "Księżyc i magnolie" nie są opowieścią o tym, jak powstał scenariusz do oscarowego filmu. To raczej próba zapisu tragikomicznych zmagań trzech wielkich indywidualności "złotej ery Hollywood" i ich poglądów na filmy i rolę, jaką pełnią w społeczeństwie. Fascynujące, jak ekipie udaje się przywołać na scenie wielką erę amerykańskiej kinematografii - nie wyczuwamy w tych postaciach fałszu. Tak samo jak wspaniale dobrane kostiumy i przekonująca scenografia, gra aktorska pomaga nam wczuć się w to, co rozgrywa się przed naszymi oczami. Można łatwo uwierzyć w desperację Selznicka, tak samo jak w obsesję Hechta ratowania europejskich Żydów przed nazizmem, a kiedy Fleming przyznaje się, że uderzył Judy Garland, przed oczyma mamy pamiętne sceny z Czarnoksiężnika z krainy Oz. To naprawdę wielka sztuka sprawić, żeby widz nie nudził się, kiedy na scenie wciąż znajdują się te same postacie, które w dodatku cały czas mówią - poza jedną sceną bitwy na orzeszki. Nie czuć jednak znużenia podczas tych ponad dwóch godzin spektaklu właśnie dlatego, że patrzymy nie tyle na aktorów, co na przywoływane przez nich jak duchy prawdziwe postaci z minionej epoki.
Oprócz inteligentnej rozgrywki Maciej Englert proponuje widzom także namysł nad kondycją współczesnej kultury masowej - nie sposób odegnać od siebie smutnych refleksji obserwując, jak Selznick w 1939 roku wieszczy śmierć kina i wielkich, porywających filmów. Rozmyślanie nad kondycją kinematografii, nad tym, czym właściwie jest film, jaka jest rola producenta, reżysera, scenarzysty czy wreszcie - widza, przewija się przez całą fabułę przedstawienia.
Jedynym minusem jest nie do końca dla mnie zrozumiała relacja Selznicka i jego sekretarki (Marta Lipińska) - producent powtarza każde słowo głośno i pyta, czy zrozumiała, podczas gdy my nie wiemy, czy robi to, bo panna Poppenghul jest cudzoziemką, a może dlatego, że nie dosłyszy? Reżyser nie daje nam w tym kierunku żadnych wskazówek. Mimo tego jednak z czystym sumieniem polecam Księżyc i magnolie. To z pewnością spektakl wart obejrzenia.
Karolina Ćwiek-Rogalska, www.teatrakcje.pl 29.X.2011.
Filmowe perypetie w teatrze.
Sztuka Rona Hutchinsona "Księżyc i magnolie" w reżyserii Macieja Englerta, wystawiana w Teatrze Współczesnym w Warszawie, to prawdziwa gratka zarówno dla miłośników teatru jak i filmu "Przeminęło z wiatrem". Spektakl obrazuje bowiem, jak działał przemysł filmowy w latach 30. ubiegłego wieku w Ameryce.
Na scenie Teatru Współczesnego wystąpiło trzech aktorów: Sławomir Orzechowski, Andrzej Zieliński i Leon Charewicz. Opowiadają historię żmudnej pracy nad scenariuszem do tego filmowego hitu wszechczasów. Okazuje się, że - wbrew pozorom - praca ta wcale nie była łatwa, gdyż wymagała wiele wysiłku i poświęcenia zarówno ze strony reżysera, scenarzysty jak i producenta. Perypetie trójki bohaterów są niezwykle zabawne, zwłaszcza wówczas, kiedy na pięć dni zamykają się w biurze i żywią jedynie orzeszkami i bananami, dostarczonymi wcześniej przez uroczą sekretarkę - w tej roli brawurowa Marta Lipińska. Kobieca postać czaruje humorem i chęcią przypodobania się panu Davidowi O. Selznickowi (Sławomir Orzechowski).
Andrzej Zieliński jako Ben Hecht - scenarzysta, który musi napisać scenariusz do filmu przez kilka dni, mimo że nie przeczytał powieści Margaret Mitchell oraz Leon CharewiczLech Charewicz jako Victor Flaming - reżyser filmu, spierają się nieustannie. Poprzez odcięcie od świata zewnętrznego ich konflikt zaostrza się coraz bardziej i prowadzi do wielu zabawnych sytuacji. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze Selznick - po prostu niesamowity. Bohater martwi się o swoją karierę, wie że "Przeminęło z wiatrem" to dla niego albo szansa na ogromny sukces, albo widmo sromotnej porażki. Bohaterowie, aby przybliżyć Hechtowi o czym jest powieść, odgrywają poszczególne sceny z książki, co daje niezwykły efekt humorystyczny.
Każda z kreacji aktorskich w tym spektaklu jest niezwykle wiarygodna. Pod pozorną warstwą humoru tak naprawdę nasi bohaterowie toczą walkę o dalszy byt. Selznick doskonale zdaje sobie sprawę, z tego, że jeśli ten film okaże się klęską, nikt mu tego nie wybaczy (zwłaszcza widz), a jego kariera będzie raz na zawsze przekreślona. Co ciekawe, ani Hecht ani Flamig od początku nie wierzą w to, że ten film może odnieść ogromny sukces. Hecht określa książkę, będącą bazą pod scenariusz jako "chała" i nawet nie ma ochoty zabrać się do pisania. Jednak mylili się - jak wszyscy doskonalne wiemy film odniósł spektakularny sukces na całym świecie i jest wyświetlany do dziś.
Na uwagę zasługuje również cudowna scenografia autorstwa Marcina Stajewskiego utrzymana w brązowo - żółtej kolorystyce lat 30. XX wieku, największe gwiazdy epoki widniejące na plakatach w biurze Selznicka oraz tweedowe ubrania - wszystko to sprawia, że można poczuć klimat tamtej epoki.
W spektaklu wykorzystano przewodni motyw muzyczny z filmu "Przeminęło z wiatrem". Muzyka sprawiła, że wielu widzów miało ochotę obejrzeć ten film po raz kolejny.
"Księżyc i magnolie" - to jedna z najlepszych sztuk, jakie miały swoją premierę w 2011 roku. Historia przepełniona dowcipem, niezwykle humorystyczna, zaprezentowana w tradycyjnej dramatycznej formie, z genialnie dobraną obsadą, która świetnie odzwierciedla ekipę z Hollywoodu z początku wieku. Spektakl jest gratką dla osób, które uwielbiają "Przeminęło z wiatrem" oraz doskonałą sztuką dla osób, które jeszcze tego filmu nie oglądały. Wieczór spędzony w Teatrze Współczesnym na tym spektaklu z pewnością nie będzie zmarnowany.
Małgorzata Judziewicz, www.teatry.art.pl 22.XII.2011.
|
|